Stary elf dał znak najstarszemu z synów. Ten przyprowadził poranionego żywiołaka. Sama Anor, według planu, miała grać przestraszoną. Co nie było trudne, od czasu pobudki lękała się o niepewne powodzenie odbicia wojowników. Złapała skórzaną linę, która miała służyć jako uzda oraz lejce. Po raz setny powtórzyła wszystko w myślach. "Grać przestraszoną, obezwładnić, wysłać puchacza, przejąć więźniów, przenieść ich na bezpieczny teren."- takie było ogólne zadanie. Choć miała najmniej do zrobienia, to od niej zależało powodzenie całej misji. Głośno przełknęła ślinę. Usilnie próbowała odgonić pytania kłębiące się w umyśle... na marne. Było ich coraz więcej i więcej. Utykając, co było zaleceniem ojca, poprowadziła ogniste stworzenie.
- Powodzenia.- powtarzali ci, których mijała
A strach przybierał na sile. Z każdym słowem wypowiedzianym przez członków Złotych Piór nabierała wątpliwości. Ktoś złapał ją za nadgarstek.
- Krew z krwi Curufinów. Twój wybór. Powodzenia Słoneczna Panno, zwana Tari Anor, moja córko.- dowódca mówił poważnym tonem, ale słychać było obawę w głosie
Jako odpowiedź kiwnęła głową. To co powiedział... w razie niepowodzenia przestałaby być jego córką. Stąd ta niepewność zmieszana z nadzieją. Puścił kobietę, która kulejąc wkroczyła do skąpanego w słońcu obozu. Sprawiałby wrażenie martwego, porzuconego, gdyby nie kilka potężnych posturą demonów. Mężczyźni stali przed czterema namiotami, każdy przy jednym. Drzemali oparci o długie miecze, promienie wyraźnie osłabiały ich. Odchrząknęła, a po chwili małe, rogate stworzonko podobne budową do fauna, stanęło przed nią. Żywiołak wydał z siebie dziwny dźwięk i zamachał skrzydłami. Nieznajomy skłonił się jej.
- Mam za zadanie zaprowadzić cię do mego Pana.- odrzekł
Drugi, uderzająco do niego podobny, przejął zwierzę. Ten pierwszy nakazał jej podążać za sobą, co zrobiła bez żadnego oporu.
***
Uniosła klapę największego z namiotów. Faunopodobny obwieścił przybycie białowłosej, po czym ulotnił się. Nadal utykając podeszła do władcy demonów.
- Dlaczego tyle to trwało?- zapytał surowo, aczkolwiek miło
- Napotkałam pewne... trudności.- odparła
- I jak? Jakie wieści?
- Ja... przepraszam...
- Przepraszasz za c...
Nie dokończył. Zanim zdążył zareagować elfka uderzyła go metalowym okuciem buta w skroń. Efektem była utrata przytomności przez Desmodora. Upadł na stół, rozdzierając przy tym mapę i strącając figurki symbolizujące różne miejsca, osoby, a także kłady taktyczne. Uklękła sprawdzając czy nieprzytomny ma puls. Zawsze tak robiła. Gdy była pewna, że nie zabiła go- wyciągnęła małą figurkę sowy.
- No kolego, teraz twoja kolej.- wyszeptała
Przykryła przedmiot dłońmi, szepcząc jakieś dziwne słowa. Puchacz zaświecił, w ułamku sekundy powiększył swe rozmiary do normalnego zwierzęcia. Ożywiony zatrzepotał potężnymi skrzydłami.
- Mogą wkroczyć.- rzekła pewnie
Zwierzę zniknęło. Uprzednio rzucając krótkie "Tak pani.". Nie minęła chwila, a po obozie rozniosły się krzyki zaskoczenia, ryki smoków, stłumione głosy elfów. Wybiegła na zewnątrz. Ujrzała obraz zaciętej walki. Smocze płomienie zajęły większą część materiałowych konstrukcji. Wszystkie płonęły... wszystkie oprócz tych, w których przebywali więźniowie. Kątem oka zauważyła postać przedzierającą się przez krzaki. Alfen wdarł się do jednego z prowizorycznych więzień. Do tego, w którym przebywał Dante. Rozsierdzone demony za cel obrały sobie najgroźniejszych przeciwników- smoki. Prawie spadł na nią ork, wyrzucony przez Yunashiego. Wpadła do namiotu. Pojmani zwrócili na nią wzrok, była to forma pytania. Wyglądali jak obraz nędzy i rozpaczy. Zaplamieni krwią, większość rannych, do tego załamani.
- Najemnik... Kobieta w odzieniu rycerza...- wyszeptał jeden z nich
- Po prostu Tari. Już bez zbroi. Wstawajcie, wynosimy się stąd!- rozkazała
- Jak? Jak udało ci się zorganizować ucieczkę?- zapytał czarnowłosy
- Długa historia, chodźcie!
Niektórzy podnieśli się ciężko, pomagali poważniej rannym. Wydostali się tyłem.
***
Ostatkiem sił, jako ostatnia z grup, dostali się na miejsce zbiórki. Elfka próbowała oszacować ilość odbitych. Pewne było, że resztę dnia spędzi na opatrywaniu wojowników. Erhill zorganizował kilka oddziałów. Jak się okazało Galad trafiła do odpowiedzialnego za żywność. Wirowała pomiędzy heladosami, rozdając równe porcje chleba i wody. Chociaż tak mogła odpokutować za swe winy. Widząc białą czuprynę, tym razem ułożoną w nieładzie, podeszła do jej właściciela. Siedział do niej plecami. Wyglądał na zmartwionego. Ale dlaczego? Przecież Krigar niedaleko od nich wcinał swoją porcję.
- Można się przysiąść?- zapytała nieśmiało
< Dante?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz