Kapitan spojrzał zaskoczony i natychmiast był przy niej.
- Clarisso. - chwycił ją w ramiona i dotknął delikatnie czoła. - Co do stu diabłów się stało? - wysyczał i wstał, szybko zmierzając do medyka.
Kopniakiem otworzył drzwi, zaskakując bezzębnego starca siedzącego w bujanym fotelu.
- Kapitan?
- Nie gnom. Ruszaj tyłek i pomóż!
Starzec wstał i zrobił miejsce na stole. Delikatnie ułożono dziewczynę. Była blada i dygotała lekko.
- Co jej jest? Mów! Natychmiast!
- Zaraz...
Zaczął ją badać ale nic nie mógł stwierdzić. Dopiero gdy kręcąc głową ruszył do małej komody i wydobył dziwny przedmiot emanujący magią, mógł stwierdzić coś więcej. Nachylił się nad nią i przesunął kryształową gałką nad ciałem.
- Nie dobrze. - mruknął.
- To i ja wiem! Co jej jest!
- Chym... wygląda na to, że umiera.
- CO?!
- No... ale można jej pomóc.
- Mów natychmiast jak! - denerwował się kapitan, krążąc po kajucie jak wściekły lew.
- Chyba... potrzebuje odrobiny krwi.
- To nie problem.
- Anioła.
Nessar przystanął i spojrzał na dziewczynę.
- Żartujesz?!
- Nie.
- Cholera. Skąd ja jej wytrzasnę latającego gołębia wielkości człowieka?! No nic... coś wymyślę. A jakaś alternatywa?
- Mogę jej podać eliksir zmieszany z krwią wampira, ale... to nie pomoże na długo. - burknął medyk.
- Wystarczy aby przeżyła do czasu znalezienia jakiegoś. - nadstawił rękaw. - Bierz ile chcesz.
Staruszek otworzył bardziej oczy.
- Kapitanie, na pewno? To tylko dziewczyna, jakich wiele na świecie. Nie jest warta...
- Zamilcz i tnij.
<Clarisso? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz