Szarpałam się i wiłam. Nic, zero. Spiorunowałam wzrokiem Rakanoth’a.
- Jeśli dzięki temu zginą ci podli tchórze to mogę się poświęcić. – powiedziałam ze wstrętem. Demon pokiwał głową.
- Obawiam się, że nie masz wyjścia. A teraz postaraj się przekonująco zagrać swoją rolę.
Spuściłam głowę.
- Dobra.
Rakanoth uśmiechnął się.
- Grzeczna dziewczynka. A teraz … akcja!
Zebrałam się w sobie i krzyknęłam:
- Ratunku! Pomocy!
- Bardziej realistycznie. Czego się boisz? – pouczył mnie.
- Ja niczego się nie boję…! – warknęłam.
- Czy aby na pewno? – zaśmiał się Rakanoth i podsunął mi pod nos modliszkę. Spojrzałam w oczy owada. Zawyłam ze strachu.
- Raaaaatunkuuuu!!!
- Świetnie teraz moja kolej. – powiedział demon odchodząc w cień. Z wieży wybiegły jakieś postacie w srebrnych zbrojach.
- Co ci się stało pani? – spytał jeden z nich. Zamierzałam się jakoś siarczyście odgryźć, ale zamiast tego jęknęłam teatralnie:
- Och ten człowiek mnie tu przetrzymuje! Ratujcie! – wtedy z cienia wyszedł Rakanoth.
(Demonie? ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz