Malheur opadł na jedno kolano oddychając ciężko. Nie miał sił. Osunął się na ziemię. Strzały sprawiały mu niesamowity ból.
- Odeszła... - wyszeptał.
Rakanoth westchnął, patrząc na niego z góry.
- Może byłoby mi cię żal. Ale nie... jednak nie. Ruszaj się i wyjmij te strzały.
- Nie.
- Co ty wygadujesz?
- Zostaję tutaj i ... będę tak leżał aż wstanie słońce i mnie unicestwi. - wyszeptał i zwinął się w kłębek w akompaniamencie brzdęku łańcuchów.
- Co?! Malthaelu co ty wygadujesz?! Nie jesteś wampirem.
- Zostaw mnie. - pomachał ręką jakby odganiał muchę.
- Musimy ją ponownie... - zaczął Rakanoth.
- Porwać? Nie chcę.
- Od kiedy?!
- Od dziś. Zostaw mnie. Chcę w końcu odpocząć. Mam dość. Nic nie czuję. Nie potrafię! Nie umiem... nie wiem jak to się robi. - szeptał drżąc.
Skrzydła zrobiły się białe i traciły pióra. Alduin nigdy jeszcze nie widział go w takim stanie.
- Rób co chcesz. Ja będę ich ścigał. - warknął Władca przyjmując postać wielkiego, czarnego smoka.
- Nie chcę jej już widzieć. Jest taka sama jak inne. - szeptał demon, zapadając się w sobie.
- Wrócę po ciebie. - warknął Rakanoth machając skrzydłami.
Nie mogli odejść daleko, a w tej formie był niewrażliwy na ich ciosy i strzały. Miał zamiar unicestwić wszystkich i ukarać wyrocznię za takie pogranie na uczuciach Malheura. Może i zaklinał się, że nic nie czuje, ale ból znał świetnie. Nawet za dobrze.
Smok wzniósł się wyżej i spostrzegł jeźdźców gnających przez lodową równinę. Zniżył lot zionąc na przednie szeregi ogniem. Zamierzał zabić ilu się da. Ale najpierw zastosować paskudny Thu'um mający na celu transfer ich energii życiowych do niego.
- Krii Lun Aus! - wrzasnął używając smoczego krzyku.
Wojownicy padli na ziemię nie mając sił. Z ich ciał wypłynęły czerwone pasemka łącząc się ze smokiem. Wylądował wściekły, jak za dawnych lat.
- Wyrocznio. - wysyczał.
<Charlotte? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz