.

.
.
.

czwartek, 11 grudnia 2014

Od Rakanotha - Cd. Erin

- Jak to mi nie wierzycie?! - warknął Rakanoth dosłownie wyrzucany z pałacu jednego z tutejszych lordów.
- Idź pij dalej. A nie zawracasz nam głowę.
- Ale oni zaatakują nocą!
Jeden ze strażników chciał go zdzielić włócznią, lecz Rakanoth był szybszy i uniknął ciosu. Odwrócił się plecami i klnąc pod nosem ruszył przed siebie. Miał podły humor. Dawno nikt go tak nie poniżył. Chciał im pomóc a oni co?! Wyrzucili go jak jakiegoś przybłędę!
- Zasłużyli na swój los. Przeklęci niedowiarkowie. - warknął i pomknął w liczny tłum na targu.
Miał zamiar opuścić to przeklęte miasto i dołączyć do swojej armii, ale nagle ktoś się z nim zderzył. Z przekleństwem i zaklęciem za ustach chwycił mocno drobną istotę na za przedramiona. W zielonych oczach błysnęła wściekłość.
- P-przepraszam... - wyszeptał dziewczyna, podnosząc wzrok.
Spojrzał uważniej. Czy mu się wydawało, czy faktycznie już ją gdzieś widział?
- Zaraz... Erin? - wyszeptał dotykając jej włosów. Zarumieniła się ale nie mogła odsunąć gdyż nadal trzymał ją w żelaznym uścisku. - Nie pamiętasz mnie. To zrozumiałe. - powiedział z lekkim uśmiechem.
Pokręciła szybko głową.
- Nie, Generale Rakanoth. Pamiętam. - wyszeptała.
Puścił ją, a zły humor prysnął natychmiast.
- Bogowie ile to już lat? - zamyślił się patrząc w górę.
- Dużo. Ale Pan w ogóle się nie zmienił.
- Mhm moja rasa jest długowieczna. Za to ty wypiękniałaś. - spochmurniał nagle i rozejrzał się wokół. - Chodźmy w spokojniejsze miejsce. Jeśli masz czas.
Kiwnęła głową idąc za nim. Ludzi rozstępowali się robiąc miejsce, jakby czuli, że nie należy go drażnić. Doszli do niemal wyludnionego parku. Rakanoth usiadł na ławce i spojrzał na nią z uwagą.
- Czy coś się stało? - zapytała siadając obok.
- Tak. - chwycił jej dłoń. Drgnęła zaskoczona. - Erin, musisz wyjechać z miasta i to przed zmrokiem.
Zrobiła wielkie oczy.
- Ale...
- Nie. Absolutnie. - wskazał dłonią na zachód gdzie tłoczyła się czarna chmura. Co jakiś czas słała maleńkie błyskawice na odległe pola. - Widzisz?
Kiwnęła głową, nie rozumiejąc.
- To armia demonów zmierzająca aby przejąć miasto.
Jęknęła dotykając dłonią ust.
- Trzeba kogoś ostrzec. To pewne?
- Nie chcą mnie słuchać! Uznali, że zwariowałem! -wściekł się a pobliskie kwiaty natychmiast przybrały kształty czerwonych kryształów.
- Ale może mi uwierzą?
- Nie. Nawet cię nie wpuszczą do pałacu. Wyjedź. Uciekaj z miasta zanim będzie za późno.
- A pan?
- Mi nic nie grozi. - powiedział ze spokojem.
- Dlaczego?
Uśmiechnął się lekko, jakby z melancholią.
- Bo to moje armia.

<Erin? xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz