Wpatrywałam się jak wryta w Alastora. Jak mnie znalazł? I, gdzie lepiej – tu … czy na dole?!
- Wybacz, ale muszę się urwać! – wyskoczyłam na ziemię. Widziałam jak
czarownik patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Podbiegłam szybko do
Malthael’a, który smażył się na słońcu. Odciągnęłam go w cień i
wywołałam ciemne chmury. Oparłam go o drzewo. Usiadłam z boku na piętach
patrząc zaciekawiona, co z tego wyniknie. Nagle zza drzew wyskoczył
Lancelot niosąc w pysku kwiatek. Trąciłam mężczyznę lekko w but, potem w
ramię i w rękę.
- Długo jeszcze? – zapytał ironicznie. Odskoczyłam przerażona.
- Nie wiesz … przepraszam.
- Należy mi się. – powiedział siadając.
- Wybaczysz? Może ten bal to nie jest zły pomysł?
(Malthael’u? moja wena to atom ;-;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz