.

.
.
.

sobota, 27 grudnia 2014

Od Tari - Cd. Dantego

Małpoludem? Jeszcze chwila i przestanie hamować narastającą chęć rzucenia się na elfa.
- Jedyną istotą niepoczytalną i głupią jesteś ty.- wskazała palcem na jeźdźca
- Pani...- powiedział z urazą
- Gdybyś miał choć odrobinkę rozumu, to nie obrażałbyś wojownika pokroju Dantego. ON w niewoli demonów zniósł więcej niż TY przez całe swoje życie. Tak więc uszanuj go.- ciągnęła
Złotowłosy poczerwieniał bardziej z zawstydzenia niż złości. Takie słowa z ust kobiety uraziły jego ego.
- Teraz zostaniesz tu z moim przyjacielem, a ja porozmawiam z ojcem. Jak choćby jeden biały włos spadnie mu z głowy, zawiśniesz.- zagroziła
- Tak, Panno Anor.
Ukłonił się jej. Nie cierpiała takiego podlizywania się. Wyminęła Orsena, bo takie nosił imię i ruszyła przed siebie. Spełniłaby obietnicę daną elfowi? Raczej tak, bez wyrzutów sumienia. Szukała kogoś z rodziny. Ale to brat znalazł ją.
- A...- nie dokończył
Zaskoczona powaliła... Syama. Jeszcze przez chwilę wbijała mu kolano w plecy, myśląc iż ma do czynienia z Erhillem. Chłopcy byli bliźniakami, więc miała prawo do pomyłki.
- Ej! Weź złaź z łaski swojej, trochę mi niewygodnie.- burknął
Niechętnie wykonała jego polecenie. Cóż, przynajmniej traktował ją jak równą sobie. Wstał i zaczął masować dłonią bolące miejsce.
- Szybka jesteś. Niezbyt silna, ale szybka.- stwierdził
- Dobra, dobra. Zrobisz coś dla mnie?
- Jasne!- ukazał zęby w szerokim uśmiechu
- Powiedz ojcu, że marsz ma być powolny, dostosowany do tępa i stanu odbitych. Do tego co trzy godziny organizowane mają być postoje. Minimalnie półgodzinne. I tak zajmie to nam góra dwa dni.
Przytaknął na znak zrozumienia. Pędem ruszył na poszukiwania dowódcy. Zadowolona elfka pobiegła do znajomego, a może był jej przyjacielem? Nie wiedziała do końca, ich relacje były dość... niezwykłe. Zwolniła, zatrzymała się. Wbiła wzrok w dwóch mężczyzn okładających się po twarzach. I po co ich zostawiała?
- Dante, Orsen! Co wy, do stu diabłów, robicie?!- wrzasnęła na cały głos
Zachowywali się jak szczeniaki.

~*~
Leżał znów nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Denerwowało go to, jednak nie mógł narzekać. Właściciel był bardzo miły i dbał o niego. Patrzył jak sylwetka Rakanotha znika między namiotami. Dlaczego go zostawił? Porzucił? Czy chciał nim nakarmić leśne bestie? Ulżyło mu, kiedy demon wrócił. Trzymał w rękach jakieś pudełko. Co to takiego? Może trzymał tam coś do jedzenia? Gryf ucieszył się, jednak jego entuzjazm prysł widząc fioletowy materiał. To na pewno nie był posiłek. Tari takim czymś wiązała włosy. Tylko po co Panu było to potrzebne? Mężczyzna pogładził delikatne pióra. Zabrał się za "przystrajanie" zwierzęcia. Shadow chciał jakoś stawić opór, na marne. Trucizna nie zelżała. A czarnowłosy zawiązywał coraz więcej tego czegoś. Minuty ciągnęły się jak godziny.
- A to co?- mruknął Balram
Obracał w dłoni niewielki medalik, na którym wygrawerowane było imię gryfa oraz jego pierwszej właścicielki.
- Shadow... więc tak się wabisz? A Tari Curufin to tamta elfka co znokautowała Desmodora?- zachichotał
Anor uderzyła kogoś? To nie było do niej podobne. Wiele go ominęło. Przeraził się na widok czegoś co dwunożni nazywali obrożą. Fioletowa, błyszcząca, ze złotym dzwoneczkiem.
- Spokojnie, nic ci się nie stanie.- szepnął Rakanoth
Zapiął paseczek na szyi swojego zwierzaczka. Teraz gryf wyglądał jak choinka. Od czubka ogona, po dziób wystrojony był fioletem.
<Dante?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz