.

.
.
.

sobota, 7 lutego 2015

Od Serana - Cd. Flawii

Kiedy tak pierwszy raz spojrzałem na tego psa nie pomyślałem za dużo, oprócz "Pies jak pies i tyle". Wokół było ich tyle ładniejszych, na przykład piękny i dumny doberman czy też świetny bernardyn. Zdjąłem ostrożnie rękawiczkę i podrapałem wybranka Flawii za uchem, bojąc się szczerze o możliwe wszy. Wtedy dojrzałem w dwukolorowych oczach psiaka potencjał i chęć ucieczki z tego miejsca. Może nie chciał stać się taki jak reszta tych idealnych psów, może się temu wszystkiemu opierał. Taki niewypał, jak i ja. Poczułem, że jednak mi się spodobał i będzie dobrym towarzyszem. Sierści nie miał za długiej, więc nie powinien był jej gubić za dużo, o co wcześniej się tak zamartwiałem. Odwróciłem się od klatki, zostawiając Flawię sam na sam z nowym pupilem, a sam podszedłem do mężczyzny który tej całej sytuacji się tylko przyglądał. Rozmawialiśmy trochę o cenie, która okazała się wyjątkowo niska. Jednak na każde pytanie o choroby czy inne przykre dolegliwości odpowiadał przecząco. Miał nietęgą minę, bo nie udało mu się mnie choć trochę wycisnąć z brzęczących monet. Dałem mu do rąk własnych umówioną cenę, a potem dokupiłem jeszcze dużą klatkę ze stopu żelaza i miedzi. Wtedy to mój woźnica i pracownik tejże hodowli zanieśli ją do wnętrza karocy na podłogę, przez co podróż stała się niewygodna. Nie przeszkadzało to jednak mej siostrze w niczym, bo znalazła sobie miejsce przy klatce i przysiadła tam. Głaskała nowego członka rodziny i mówiła doń przesłodzonym głosem. Podśmiewałem się z niej trochę pod nosem, lecz w głębi duszy coś mnie alarmowało. Jakże byłem szczęśliwy iż mojej siostry nikt teraz nie widział. Miała się jeszcze dużo nauczyć na moim dworze i ja musiałem tego dopilnować bezwzględnie. Najwidoczniej jej rodzice dawno się poddali, bo nie mieli do dziewczyny odpowiedniego podejścia. Widziałem oczami wyobraźni bal na cześć mojej siostry i nas tańczących w pierwszej parze. Wyglądałby pięknie, najlepsze pokojówki by tego dopilnowały. Miałaby piękny kok włoski z delikatną białą różą przy uchu. Ogółem byłaby rozświetlona przez kremową suknię i pasujący do tego makijaż. Naprawdę chciałbym aby niczego jej nie brakowało, by była przez te następne lata jej życia rozpieszczona jak prawdziwa księżniczka. Chciałbym, aby się na to wszystko zgodziła. Oczywiscie nie więziłbym jej jak ptaszka w klatce, dawałbym jej pełną swobodę. Po prostu zmieniłaby wygląd, ale już nie charakter. Nagle ujrzałem za oknem mój zamek... Nasz zamek. Ucieszyłem się z tego powodu i przykazałem Flawii usiąść spokojnie, co uczyniła z ociąganiem. Gdy przekroczyliśmy mury zamku zamknięto bramę, a powóz zatrzymał się na podjeździe z małych białych kamieni. Wysiedliśmy z niego, a pies został wypuszczony. Od razu pobiegł do ogrodu, gdzie zaczął w szaleńczym biegu torować sobie drogę. Na darmo były moje krzyki i błagania, a moja duma zamieniała się w śmietnik. W końcu jakiś lokaj złapał psa za obrożę i przypiął mu piękną smycz. Rozpoznałem w nim tego samego człowieka który dzisiejszej nocy nie dopilnował Flawii. Przekazał koniec smyczy mojej siostrze do rąk własnych, jeszcze mając czelność z nią rozmawiać. Ja sam podszedłem ze skruchą do zniszczonych rabatek z kwiatami i przyklęknąłem przy nich ze smutkiem. Czyżby to miał być ich koniec? Ten pies musiał się nauczyć manier i to obowiązkowo. Dotknąłem delikatnie zbolałych roślin i zawołałem ogrodników, którzy dziś mieli wolne w związku z karą tego młodzika. Mieli się natychmiast zająć ratowaniem mojego ogrodu, a zarazem i wizerunku. Poszedłem do ławki umieszczonej pod łukiem z białych róż i patrzyłem na szczęśliwą Flawię spacerującą z jej pupilem. Ten widok wybaczył pierwsze błędy zwierzaka i wyzerował jego konto. Potem zobaczyłem, że Canay wodzi za nią wzrokiem, więc czekałem aż łaskawie spojrzy na mnie. Stało się to po niedługim czasie, a ja mu od razu pokazałem, co ma robić. Będzie mi się tu jeszcze obijał bez sensu. Moja siostra zaczęła teraz głaskać psa na wszystkie możliwe sposoby i, cóż, po prostu okazywała swój entuzjazm. Nie przeszkadzało mi to, mogła sobie na to przecież pozwolić w gronie zaufanych sobie ludzi. Oparłem się dłonią o brodę i wodziłem za wszystkim wzrokiem. Moja laska spoczywała tuż przy mnie, błyszcząc swoim czarnym drewnem. Skojarzyła mi się o dziwo z patykiem, który to rzucała moja siostra psu na odległość. Przynosił go dzielnie, aż doszczętnie się nie zmęczył. Czas płynął bardzo powoli, jakby bez nadziei na koniec moich przemyśleń i znudzenia. Mógłbym co prawda dołączyć do siostry, jednak mi to nie przystało, a już na pewno nie było w dobrym tonie brudzenie się w trawie. Widząc, że Canay nadal nie skupia się na pracy tylko na mej siostrze postanowiłem jakoś zareagować. Już nawet nie udając dobrego gustu poszedłem szybkim krokiem do mężczyzny i, cóż po prostu zacząłem go okrzykiwać.
- Co ty sobie wyobrażasz, Canay?! Nie dość, że nie wykonujesz swojej pracy za karę, to jeszcze patrzysz się na Flawię jakby była jakimś twoim celem! Chcesz stracić posadę w tak szybki sposób w jaki się tu znalazłeś, czy też wolisz trochę popracować?! Zastanów się, głupcze, bo następnej szansy może nie być! Na twoje stanowisko jest takich mnóstwo, dobrze wiesz! A teraz do roboty!- wiedziałem, że zwracałem na siebie uwagę, ale ten młodzieniec naprawdę przesadzał. Nie dosyć mu było pierwszego przewinienia, to jeszcze miał czelność odkładać sobie pracę i to wtedy, gdy ja byłem w pobliżu, śmieszne. Właśnie, to nie było zabawne, tylko śmieszne, żałosne. Grabił sobie u mnie młodzieniec całkiem sporo, a przyjęty był warunkowo jak na razie. Powinien uważać, a nie oglądać się za moją siostrą. Nie dziwiłem się, że mu się spodobała. W końcu, komu by się ona nie spodobała, prawda? Jednak nie znaczyło to, że miał mieć czelność tak się z tym okazywać. Nie wiedziałem co to za chłopak, ale od dziś postanowiłem go bacznie obserwować. Tego było za wiele.

< Flawio? Ratujesz go wbrew woli brata, czy jednak nie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz