.

.
.
.

sobota, 7 lutego 2015

Od Serana - Cd. Tenebris

Panienka zachowywała się coraz to dziwniej. Położyła się na ziemi, będąc święcie przekonaną, że będzie sobie tu spokojnie spać w tym deszczu. Na dodatek przyjaźniła się z jakimś nieznanym mi zupełnie stworem, który warczał na mnie przeraźliwie. Na dodatek, kiedy ten jej ów przyjaciel się na nią rzucił, ta kazała mi powstrzymać broń, jakby jej się to wszystko podobało. Nie rozumiałem logiki tej intrygującej mnie kobiety. Zostałem w domu specjalnie, by poszukać czy czasem nie zostawił przez przypadek cennych rzeczy, które by się tylko zmarnowały. Niestety znalazłem tam tylko jakieś pierścionki i mnóstwo metalu do wyrabiania podków, więc nic nie mogłem sobie przywłaszczyć. Myślałem wtedy, że to już koniec mojej krótkiej przygody z tą nowo poznaną mi panią, ale gdy wreszcie wyszedłem na próg, ta czekała na mnie z bardzo rozsądną propozycją. Nawet byliśmy już u celu do nawiązania sojuszu (przynajmniej dotyczącego tej sprawy) gdy nagle pojawił się ten... ten stwór. Na razie nie wiedziałem bowiem jakby go nazwać, ale kilka obraźliwych określeń miałem na języku. Na dodatek zobaczyłem dłonie Tenebris bez tych metalowych ustrojstw, które to nazywała rękawiczkami. Spojrzałem na moje własne dłonie, widząc jak bardzo różni się moja cześć garderoby od jej wymysłu. Czyżby miała coś do ukrycia? Nie wiedziałem, ale było to dość interesujące i namawiające mnie do przemyśleń. Nie miałem jednak na nie dużo czasu podczas tego całego przedstawienia wobec zachowania kobiety. Chciałem już ją delikatnie podnieść i sprawdzić, czy dobrze się czuje przez to wszystko, gdy ta nagle jakby odżyła i uderzyła mnie z całą mocą w czoło, co do najprzyjemniejszych czynności świata wcale nie należało. Myślałem na początku, że był to sprytnie zaplanowany atak na moją osobę, ale w tym momencie Tenebris mnie przeprosiła ze skruchą w swoich dużych oczach. Jej wielki potwór stał nadal przy jej boku, jednak mimo to chwyciłem panią za jej dłoń, która aż przerażała moje pory skórne swoim zimnem, wywołanym tym obrzydliwym metalem który zazwyczaj okrywał jej ręce. Teraz jednak była bez nich i mogłem się, możliwe że pierwszy i ostatni raz w życiu przyjrzeć jej zadbanej skórze. Nie rozumiałem czemu to ukrywa je zazwyczaj pod tą maską... Nie wiedziałem, nawet czy można to był maską nazwać, bo ta zazwyczaj chroniła twarz a nie kończyny górne, lecz nie zastanawiałem się dłużej. Gdy tamta była już w pozycji stojącej trzymałem ją tak jeszcze chwilę, by upewnić się że o własnych siłach jest w stanie utrzymać się na nogach. Byłem bowiem pewien, że ten stwór pozbawił ją prawie przytomności podczas swojego ataku. Kiedy już się upewniłem zupełnie, puściłem delikatnie jej dłoń, jakby ni chcąc się z tym rozstawać tak szybko. Reakcja była natychmiastowa, pani nałożyła z dumą na dłonie swoje rękawice i nawet na mnie już nie spojrzała. Cóż, nie przeszkadzało mi to, bo problemem stał się coraz to bardziej śmiały deszcz. Wyglądało mi to nawet chmury burzowe, więc powinienem się stąd był szybko ulotnić. Fakt był jednak jeden: nie chciałem tak łatwo opuścić tej damy, a już na pewno nie w takim momencie. Musiałem więc ją, czy tego chciała, czy też nie zaprowadzić do jakiegoś bezpiecznego miejsca. Mój zamek? Nie, jakby na to zareagowała? Przecież już i tak sprowadziłem tam Flawię, która teraz ze mną zamieszkała. Gdybym zaczął tak przyprowadzać gości z dnia na dzień moja służba dostałaby chyba zawału z tego natłoku wydarzeń. Rozejrzałem się więc bacznym wzrokiem po okolicy i dojrzałem jakiś podstarzały bar dla okolicznych mieszkańców, który pewnie nie miał dużo do czynienia z tak dobrze znanymi mi salonami. Co prawda, tam też się ludzie bili, sprzeczali czy pili, ale na pewno nie tak, jak wśród tej hołoty. Ze zdenerwowaniem szukałem jeszcze czegoś wzrokiem jednak w pobliżu nie znalazłem żadnego innego schronienia. Niestety, musiałem się zdobyć by wstąpić do "Kulawego Kocura", bo tak też ta "instytucja" się nazywała. Wydobyłem z mojego niezbędnika zapasową pelerynę i podałem ją Tenebris. Spojrzała na mnie pytająca, a ja się uśmiechnąłem, naciągając kaptur.
- Nie mam czasu na wyjaśnienia, pada jak pani widzi. Niech pani to założy. Przepraszam, że nie mam lepszego miejsca by schronić nas przed żywiołem, jednak musimy się skryć we wnętrzu tego baru. No tak... Przeprosiny przyjęte.- tu specjalnie przytknąłem rękę do mojego czoła, by pokazać jej czego dotyczyły ostatnie słowa. Skinęła lekko głową, jakby nie była przekonana, czy robi dobrze. Ruszyliśmy szybkim krokiem tą wąską uliczką, aż dotarliśmy przed budynek. Jej stwór na szczęście dostał nakaz od swojej pani, by zostać na zewnątrz. Chrząknąłem i otworzyłem pani drzwi. Weszła dość niepewnie, a ja zaraz za nią, by czasem nie wpadła od razu w łapy jakiegoś łachmyty. Bar był prawie pełny, urządzony w stylu wikingów. Wszystko z drewna, żadnych ozdób, tylko surowe ściany i wszędzie spojrzenia i szepty padające z ust gości i dwóch barmanów. Znalazłem jeden wolny stolik na końcu sali, więc pokazałem go dłonią. Tenebris podążyła przede mną i zajęła swoje miejsce. Kiedy tylko usiedliśmy, właściwie dotknęliśmy naszych ławek "Kulawy Kocur" ożył. Znów wszczynano bójki, śmiechy, głośne krzyki barytonów. W powietrzu unosił się zapach alkoholu i tanich wyrobów tytoniowych. Było mi naprawdę wstyd, że narażałem panią na spotkanie z takimi osobistościami jak ci mieszczanie, którzy popisywali się na zmianę swoją muskulaturą (lub po prostu tłuszczem) w różnych bójkach. Szczerze współczułem biednej kelnerce w skąpym stroju, do którego pewnie była zmuszana dla większych obrotów w barze, która to musiała ich wszystkich godzić i uspokajać. Nagle tuż przy mojej głowie ktoś rzucił szklanym kuflem, który rozbił się z trzaskiem o ścianę. Ledwo co zdążyłem się przychylić do stołu by uniknąć tego ataku. Tego było mi za wiele. Wyjąłem natychmiastowo mój miecz i wskoczyłem na stolik, choć i tak byłem wyższy od wielu z tych panów.
- O, nowy chce się pobawić!- krzyknął chyba największy jak i zarazem najgłupszy z tych państwa. Tamci ryknęli ze śmiechem. Ja tylko czekałem w spokoju aż się tutaj masowo rzucą. Kiedy chciałem już przysiąść, znudzony oczekiwaniem ktoś rzucił talerzem w stronę Tenebris. Na szczęście wysunąłem miecz w tamtą stronę i porcelana tylko się roztłukła, przy okazji rozcinając mi nadgarstek. Warknąłem tylko i po upewnieniu się, że pani nic nie jest spojrzałem jeszcze raz na bar. Tamci najwidoczniej tylko na to czekali, bo zaczęli we mnie rzucać czym tylko popadnie. Starałem się jak mogłem obronić i mnie i kobietę, ale w końcu musiałem zaryzykować i przeskoczyłem na bar, z trudem łapiąc równowagę. Udało się, odwróciłem ich uwagę od Tenebris. Przedstawienie zaczęło się od początku, a ja najchętniej rzuciłbym się w tłum i pozabijał wszystkich, choćbym miał się wbijać w nich zębami. Denerwowali mnie nieźle, jeden nawet wymierzył we mnie krzesłem. Na szczęście albo nie mieli dobrego celownika, co było spowodowane ich poziomem alkoholu we krwi, albo ja sprawnie się broniłem. Byłem ranny co prawda w kilku miejscach, ale i tak nie narzekałem. Nie bolało mnie w każdym razie, może pod wpływem adrenaliny. Czekałem tylko aż w końcu któryś z nim ruszy do walki wręcz, a nie na odległość.

< Tenebris? Popisówę sobie robi..>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz