.

.
.
.

niedziela, 1 lutego 2015

Od Alex

Wstałam rano, niezbyt wcześnie. Nie wiedziałam co z sobą zrobić. Czytałam książkę, lecz coś ciągnęło mnie na dwór, dokładniej nad jezioro. Powędrowałam powoli w jego stronę. W końcu byłam na miejscu. Jezioro lśniło, odbijając promienie Słońca. Powoli weszłam na zadbane, lecz stare drewno. Stałam na pomoście, wpatrzona jak deszcz spada do wody. Uwielbiam deszcz, a najbardziej zapach, bo jest taki świeży i czysty. Stałam tam już dłuższą chwilę, na nikogo nie czekałam. Snułam się po okolicy jeziora. Nie mam za dużo przyjaciół, a dzisiaj miałam dzień wolny od ćwiczeń. Nie wiedziałam co z sobą począć, dlatego stałam tu tak bez celu. Co chwilę słyszę szmery w pobliskim lesie. Zwierzęta zbierają żywność na zimę. Stałam jeszcze długo. Nie myślałam o niczym specjalnym. Znowu zostawiłam pomost i poszłam w stronę lasu, rozglądałam się za czymś ciekawym. Nagle zobaczyłam małe zwierzątko, które przypominało kota, lecz nim nie było. 


Nie było żadnym stworzeniem, o których się uczyłam. Postanowiłam nazwać go Lokoi. Miało ogromne oczy, co pewnie było wynikiem małej czaszki. Mały, różowy nos, długi, puchaty ogon, którym od czasu do czasu się bawił. Zmierzch był dość blisko, niestety zwierzę schowało się do norki, pod drzewem. Postanowiłam wrócić na pomost, a potem iść do domu. Stałam chwilę wpatrując się w niebo, z którego pomału znikało Słońce, aż pojawił się srebrny Księżyc i gwiazdy. Obróciłam się na pięcie i chciałam iść w stronę domu. Niestety to się nie udało. Ktoś upadł na mnie. Nie zdążyłam zobaczyć twarzy. Był tylko rozmazanym cieniem. Upadliśmy na belki pomostu. Wyciągnęłam sztylet niezauważalnie.



< Ktosiu? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz