Amatis spojrzała z lodowatym przesyceniem w oczach na Rakanotha, po czym machnęła dłonią, a ziemia lekko zadrżała.
- Śmierć sprawiła, że mogę władać potężną magią - wysyczała - wysłałam ją do osoby, która poradzi sobie z demonami i wyciągnie ją stąd, nie ważne jak silne by były.
Koko podskakiwała radośnie, krążąc w śniegu u boku Micaha. Chłopak mruczał pod nosem coś na temat pogody, a ta uśmiechała się szeroko.
- Gdzieś tu miała wylądować - zanuciła, obracając się wokół własnej osi.
W tym samym momencie blondynka pojawiła się obok pary, drżąc lekko od mrozu. Czerwonowłosa opatuliła ją ciepłą peleryną i zaprowadziła do konia, na którym siedział Micah.
- Kim jesteście? - Zapytała cicho.
- Przyjaciółmi Amatis - mrugnęła do dziewczyny - zabieraj się. Zwijamy się stąd.
Nim zdążyła zaprotestować, mężczyzna posadził ją na konia przed siebie. Koko wsiadła na własnego białego ogiera i ruszyli w stronę granicy z krainą natury.
- Teleportery są wszędzie w tej krainie - wyjaśniła Kokaireen, popędzając konia - wydostaniemy cię stąd.
- Ona... ona tam została... - Zaszlochała Lotte.
- Taki był plan od początku - po raz pierwszy usłyszała ciepły głos Micaha - miała tam zostać. Kłóciliśmy się, ale...
- Komunikowała się z wami? - Zdziwiona Lotte spojrzała na mężczyznę.
- Amatis ma silne wizje, a zarazem sny i zdolności z tym związane. Jest...
- Niesamowita - dokończyła za niego Koko. - Tuż za granicą czeka na nas grupa Heladosów. Tam się pożegnamy.
Nim zdążyła coś powiedzieć, znaleźli się już na zalesionym terenie. Młoda blondynka stała przed oddziałami rycerzy, widocznie jedyna zadowolona z pobytu tutaj. Mężczyźni, w tym mistrz, stali z boku rozmawiając. Każdy dobrze uzbrojony i opancerzony, gotowi do walki.
- Witaj! - Blondynka wyszła jej na przywitanie i pomogła zejść z zwierzaka - jestem Katharsis, jesteśmy oddziałami wysłanymi przez króla - ukłoniła się dworsko, czego nie widywano u rycerzy. - Jesteśmy tu, by pomóc dostać się do wędrownego miasta. Będę twoją przewodniczką, jako że mężczyźni nie mają wstępu do Miasta.
Lotte kiwnęła tylko głową. Dla niej wszystko działo się za szybko, traciła orientację co w ogóle się tu działo. Nagle zawirowała czarna mgła, a za plecami Lotte pojawił się demon. Katharsis w szybkim tempie odciągnęła ją za siebie i wyciągnęła miecz, co zrobili też inni rycerze.
- To ja się nie mieszam - zaśmiała się Koko, jak zwykle w dobrym humorze i zniknęła między drzewami wraz z Micahem, za pewne obserwując wszystko z dobrej odległości.
- Malthael - syknęła blondynka, chowając wyrocznię za sobą - kope lat. Pamiętasz mnie? To ja wtedy przedziurawiłam ci skrzydełko.
<Malti? Rakanoth? Sama nie pamiętam o czym mówię xD>
- Śmierć sprawiła, że mogę władać potężną magią - wysyczała - wysłałam ją do osoby, która poradzi sobie z demonami i wyciągnie ją stąd, nie ważne jak silne by były.
Koko podskakiwała radośnie, krążąc w śniegu u boku Micaha. Chłopak mruczał pod nosem coś na temat pogody, a ta uśmiechała się szeroko.
- Gdzieś tu miała wylądować - zanuciła, obracając się wokół własnej osi.
W tym samym momencie blondynka pojawiła się obok pary, drżąc lekko od mrozu. Czerwonowłosa opatuliła ją ciepłą peleryną i zaprowadziła do konia, na którym siedział Micah.
- Kim jesteście? - Zapytała cicho.
- Przyjaciółmi Amatis - mrugnęła do dziewczyny - zabieraj się. Zwijamy się stąd.
Nim zdążyła zaprotestować, mężczyzna posadził ją na konia przed siebie. Koko wsiadła na własnego białego ogiera i ruszyli w stronę granicy z krainą natury.
- Teleportery są wszędzie w tej krainie - wyjaśniła Kokaireen, popędzając konia - wydostaniemy cię stąd.
- Ona... ona tam została... - Zaszlochała Lotte.
- Taki był plan od początku - po raz pierwszy usłyszała ciepły głos Micaha - miała tam zostać. Kłóciliśmy się, ale...
- Komunikowała się z wami? - Zdziwiona Lotte spojrzała na mężczyznę.
- Amatis ma silne wizje, a zarazem sny i zdolności z tym związane. Jest...
- Niesamowita - dokończyła za niego Koko. - Tuż za granicą czeka na nas grupa Heladosów. Tam się pożegnamy.
Nim zdążyła coś powiedzieć, znaleźli się już na zalesionym terenie. Młoda blondynka stała przed oddziałami rycerzy, widocznie jedyna zadowolona z pobytu tutaj. Mężczyźni, w tym mistrz, stali z boku rozmawiając. Każdy dobrze uzbrojony i opancerzony, gotowi do walki.
- Witaj! - Blondynka wyszła jej na przywitanie i pomogła zejść z zwierzaka - jestem Katharsis, jesteśmy oddziałami wysłanymi przez króla - ukłoniła się dworsko, czego nie widywano u rycerzy. - Jesteśmy tu, by pomóc dostać się do wędrownego miasta. Będę twoją przewodniczką, jako że mężczyźni nie mają wstępu do Miasta.
Lotte kiwnęła tylko głową. Dla niej wszystko działo się za szybko, traciła orientację co w ogóle się tu działo. Nagle zawirowała czarna mgła, a za plecami Lotte pojawił się demon. Katharsis w szybkim tempie odciągnęła ją za siebie i wyciągnęła miecz, co zrobili też inni rycerze.
- To ja się nie mieszam - zaśmiała się Koko, jak zwykle w dobrym humorze i zniknęła między drzewami wraz z Micahem, za pewne obserwując wszystko z dobrej odległości.
- Malthael - syknęła blondynka, chowając wyrocznię za sobą - kope lat. Pamiętasz mnie? To ja wtedy przedziurawiłam ci skrzydełko.
<Malti? Rakanoth? Sama nie pamiętam o czym mówię xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz