- Co tu się dzieje? - warknął Malthael otwierając z rozmachem wrota komnaty.
Amatis podskoczyła i spojrzała na niego spłoszona.
- Gdzie jest moja przyszła narzeczona?! - wrzasnął a całe szkło w pomieszczeniu rozsypało się z hukiem.
- Nie ma jej. - odparła lekko drżącym głosem kobieta.
- To widzę. - doskoczył do niej i chwycił za gardło. - Wredna, zdradziecka jędzo. Co jej zrobiłaś! Zginie jak tylko opuści zamek. - rzucił ją na pobliską ścianę i zaczął krążyć z paniką w oczach. - Moje biedne maleństwo. Ona nie potrafi walczyć! To tylko wyrocznia! Bezbronna kobieta wśród demonów! Zabiłaś ją! - wrzasnął a z podłogi wystrzeliły czarne macki oplatając kobietę.
Podduszały coraz mocniej. Wyciskały powietrze z płuc.
- Będziesz cierpiała za to męki.
Coś mocno ugodziło go z tyłu a Amatis upadła, krztusząc się gdy zaklęcie zniknęło. Z tyłu stał Rakanoth.
- Zostaw ją bracie. Musimy odszukać Charlotte. Zanim będzie za późno.
Malheur spojrzał na niego jak zbity szczeniak.
- Zginie. - wyszeptał drżąc lekko.
- Otrząśnij się! - podszedł do niego i uderzył demona w twarz. - Inni mogą cię zobaczyć!
Malthael zamrugał i kiwnął głową. Wstał, poprawiając pióra na skrzydłach. Spojrzał z nienawiścią na Amatis.
- Ona musi wiedzieć dokąd się udała. Wyciągnij to z niej, a ja...
- Będziesz szukał w ciemno. - mruknął Rakanoth.
- To nic. Znajdę ją. W nocy narysowałem na jej ciele runę. Powinna jeszcze działać. Czuję jednak, że jest daleko. Bardzo... - stłumił jęk i wybiegł.
Rakanoth spojrzał z bólem na kobietę.
- Coś ty zrobiła.
<Amatis? Charlotte? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz