Asmistus przez pierwszą chwilę nie miał nawet zamiaru się poruszyć.
Dopiero potem westchnął i podszedł do nieprzytomnej dziewczyny.
- Oj głupiutka jesteś. Zapominasz, że masz słabe, kobiece ciało. - powiedział biorąc ją na ręce i delikatnie kładąc na posłaniu.
Ostrożnie
zdjął z niej zbroję i przyjrzał się zakrwawionym bandażom. Wyjął
sztylet nacinając ich powierzchnię. Skóra pod nimi była fioletowa i
zaczerwieniona. Zagwizdał widząc to.
- Brawo pani rycerz. Jesteś o krok od śmierci. - powiedział a dziewczyna jęknęła cichutko.
Nie
musiał być uzdrowicielem aby wiedzieć, że wdało się zakażenie. Podszedł
do wyjścia namiotu i nieznacznie uchylił klapę. Albert stał nieopodal.
- Albercie, potrzebuję cię. - powiedział w miarę cicho.
Niestety Dante również to usłyszał.
- Co się dzieje? Doszliście do jakiegoś porozumienia?
- Och taaak, do czegoś doszliśmy. A teraz sio, przeszkadzasz mi. - powiedział czarownik i machnął dłonią jakby odganiał muchę.
Wojownik
skrzywił się ale pozostał w znacznej odległości. Nie podobało mu się
to, że Kath była z nimi sama. Gdy Albert w końcu znalazł się w środku
,prawie krzyknął widząc leżącą dziewczynę.
- Co Mistrz jej zrobił!
- To nie ja... tym razem. Przestań biadolić i jej pomóż.
Chłopiec podwinął rękawy i przyjrzał się ranie.
- Wygląda fatalnie, ale nie jest zatruta. Demon nie chciał jej zabić.
- Ciekawe, prawda? - zamyślił się Asmistus.
-
Nieszczególnie. - wyszeptał wyciągając z woreczka zioła i kładąc
delikatnie na ranę. - Biedna. Na pewno musiała strasznie cierpieć.
- Bo jest idiotką! Mogła powiedzieć cokolwiek. Ale nieee, udaje niezwyciężona. Już ja jej pokaże jak tylko się obudzi.
<Katharsis? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz