Calipso aż zdrętwiała z zaskoczenia. Leo Valdez przepraszający za
cokolwiek? Ten Leo Valdez, którego tak nienawidziła, jednocześnie czując
do niego coś więcej niż sympatię? Niemożliwe. Po tym, jak go traktowała
go Ogygii, jak uderzyła go w kuźni, on ma jeszcze czelność przepraszać
ją?! W całym swoim długim życiu pod postacią nimfy nie widziała kogoś
tak sprzecznego.
Jakby z oddali dotarł do niej głos Leona:
- Calipso? Calipso, proszę powiedz coś. Nie patrz się tak przed siebie,
proszę. Naprawdę nie chciałem cię tak zostawić. To nie miało tak wyjść. –
poczuła jak szorstka dłoń dotyka jej ramienia, a chwilę później twarz
chłopaka przesłoniła jej widok na tętniące życiem miejsce. Dawno już nie
miała okazji widzieć tak kolorowego miejsca, wypełnionego przeróżnymi
zapachami. Gwarno tu było, a dziewczyna nie mogła się nadziwić jak wiele
spraw do załatwienia może mieć przeciętny człowiek. Zanim Valdez
zasłonił jej widok, od dłuższego czasu obserwowała przygarbioną
staruszkę, która wciąż przechodziła od stoiska do stoiska, coraz
bardziej obładowana torbami. Dlaczego nikt nie pomoże jej tego dźwigać?
- Calipso! – tym razem głos chłopaka wyrwał ją z zamyślenia. Drgnęła
lekko i zdziwiona uświadomiła sobie, że Leo dalej przed nią stoi.
-Nie. –dziewczyna tylko to potrafiła z siebie wydusić.
- Co? Cal, jakie nie? – Leo lekko się zaniepokoił.
- Nie przepraszaj mnie. Nie masz prawa. – widziała, że Valdez chce coś
powiedzieć, lec z uciszyła go gestem ręki. – Nie masz prawa i nie
powinieneś mnie przepraszać. To tobie należą się przeprosiny. Za Ogygię,
za kuźnię…- ręce nifmy zaczęły lekko drżeć, więc sięgnęła to swojego
chlebaczka i wyciągnęła z niego zmasakrowaną koszulkę. A raczej jej
kawałek.
- Cały czas nosiłaś tą szmatkę przy sobie? Cal…
- Tak. Zrobiłam ja dla ciebie, kiedy zmieniłam o tobie swoje zdanie.
Miała być niezniszczalna… A ty nawet ją potrafiłeś zepsuć…- uśmiechnęła
się nieznacznie.
<Leło?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz