Obaj wyszli gdzieś zostawiając nie samą w głuchej komnacie. Siedziałam
chwile nerwowo stukając palcami o blat stołu. Zostawili mnie ot tak
sobie? Nawet nie wiem gdzie ja u diabła jestem! Warknęłam pod nosem
kilka przekleństw po czym wstałam poszukać owego króla... Włóczyłam się
chwile po korytarzach aż w końcu znalazłam wyjście. Gdy stanęłam w
słońcu zauważyłam że jestem w ogrodzie. Zauważyłam jednak jakąś postać
za krzakami podeszłam by spytać o drogę, ale okazała się że to
Nathaniel. Spuściłam ramiona gotowa na kolejną część monologu
świadczącym o jego pysze. Zdziwiłam się słysząc jego zrezygnowany ton.
Mógł być to podstęp, ale jakoś tak zrobiło mi się go żal. Usiadłam koło
niego, zachowując jednak pewną odległość.
-Było by miło bo pogubiłam się w tym pałacu.- Zaśmiałam się. -I szczerze
mówiąc nie męczyła bym się i nie byłabym taka, gdybyś zapytał mnie o
zgodę, potraktował jak gościa, a nie więźnia, nie chełpił się tak swoja
pozycją...- Wyliczałam wszystko to na palcach ja dziecko wymieniające
prezenty jakie chce. -I przede wszystkim gdybyś nie zachował się jak
nadęty bufon.- Mówiąc to nadęłam się jak żaba co miało pokazywać jako go
widziałam. Teraz naprawdę nie wiedziałam czy zdenerwowałam go jeszcze
bardziej czy rozbawiłam, a może po prostu mnie olał.
<Nathaniel? :P>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz