.

.
.
.

czwartek, 18 grudnia 2014

Od Charlotte - Cd. Malthaela

Charlotte chciała pobiec do Malthaela, ale została ponownie przyciągnięta siłą do Avalona. Lord patrzył na dręczonego demona z lodem w oczach.
- Zostawcie go! - Krzyknęła przerażona - on cierpi!
- I o to chodzi, kochanie - zaśmiał się narzeczony - taki jest los wszystkich demonów.
- Zostawcie go! - Powtórzyła i zaczęła się wyrywać, ale została powstrzymana.

***

Charlotte schodziła cicho po stopniach zamku Lorda Avalona, jej nowego domu. Schody prowadziły do Lochów. Minęła straże, które tylko dziwnie na nią spojrzały i weszła do ciemnego i wilgotnego pomieszczenia. Ubrana była w strój do polowań, więc tym razem nie przeszkadzała jej długa suknia. Poszła na sam koniec korytarzy z pochodnią w ręcę, gdzie był przywiązany Malthael. Miał nagą klatkę piersiową, widocznie pokiereszowaną i przywiązane obie ręcę do ściany. Nogi natomiast spętał łańcuch. 
- Co oni ci zrobili? - Spytała cicho. 
Mężczyzna podniósł powoli wzrok na Charlotte. Dyszał ciężko i nie unosił głowy wysoko. Był brudny, a łańcuchy powstrzymywały go od zrobienia jakiegoś zaklęcia. Nie mówił też od czasu schwytania, a Charlotte nie wiedziała, co zrobić. Chciała go uwolnić, ale wiedziała, że wszędzie czają się straże, a Malthael jest poważnie osłabiony. 
- Poczekaj - powiedziała cicho i poszła w kąt, skąd wyjęła szmatkę i miskę wody. 
Zanurzyła materiał w płynie i zaczęła ocierać zaschniętą krew z klatki piersiowej jak i z twarzy mężczyzny.
- Czemu to robisz? - Zapytał cicho i ochryple. 
Lotte po raz pierwszy od dawna usłyszała jego głos. Nie odpowiedziała. Dalej myła go, próbując nie naruszyć żadnej z ran. 
- Bo cię lubię. - Odparła po chwili, a Malthael prychnął.
- Lubisz mnie? - Ochrypły głos wcale do niego nie pasował - demona?
- Uratowałeś mnie, Malthaelu, z rąk Rakanotha i Raphaela. Wtedy, przed barierą. Podobnie wcześniej poszedłeś mnie szukać, myśląc, że zginę na mrozie poza zamkiem. To nie jest coś, za co mogłabym cię nienawidzić.
- Czemu wciąż mówisz, że coś takiego się wydarzyło?
- Zapytaj Raphaela. - Otarła jego czoło - jak tylko się stąd wydostaniesz.
- To się nie stanie. 
- Stanie - spojrzała hardo w jego oczy - nawet, jeśli miałabym ci w tym pomóc. 
Wyciągnęła pochodnię z kinkietu, odstawiła miskę i ruszyła szybko do wyjścia. Echo obcasów niosło się po lochach, ściągając wszystkich zbrodniarzy do krat.
- Wypuść mnie, kwiatuszku! - Krzyknął jeden, wyciągniwszy do niej rękę przez kraty. 
Pisnęła, gdy chwycił ją za włosy.

<Maltiś? ^^> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz