Wojownik krążył wściekły wokół drzewa pod którym siedział Krigar. Można powiedzieć, że na swojej trasie wydeptał już pokaźny szlak.
- Może jednak usiądziesz? - zapytał chłopak.
- Nie. - warknął.
- Wiesz, że to nic nie da?
- Gdzie ON jest! Miał tu był lada chwila! Tracimy czas. - zmierzwił białe włosy jakby chciał je powyrywać.
- Spokojnie bracie. W końcu się zjawi.
- Dlaczego nie wariujesz! Nie martwisz się o nią?! - wrzeszczał dostając w głowę ze zdenerwowania.
Krigar westchnął.
- Martwię się, ale ty robisz to za nas dwóch.
Został uciszony wściekłym wzrokiem. Zaraz potem zerwał się mocny wiatr i usłyszeli donośne pyknięcie, jakby pękającej bańki. Nieopodal stał mały asura w ciemnym płaszczu i zajadał pasztecik.
- No co tam? - zapytał Asmistus.
Dante podbiegł do niego i w porę się powstrzymał przed zrobieniem krzywdy.
- Miałeś się pospieszyć!
- Jestem przecież. - powiedział z pełną buzią.
- Do diabła z tym! Pomóż nam ją odnaleźć.
- Kogo?
- Katharsis! - Dante dosłownie stracił już resztki opanowania i opadł na trawę. - Musisz nam pomóc.
- Nie muszę. - wzruszył ramionami. - Zgubiła wam się siostrzyczka? Może poszła na schadzkę?
- Zamilcz! Poszliśmy po śladach, ale dotarliśmy do litej ściany. Nie ma przejścia!
Asmistus pokręcił zniesmaczony głową.
- A mówiłem magia nie boli. No dobra. - otrzepał ręce z resztek mąki. - Prowadźcie.
<Katharsis? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz