Błękitnooka istota przytula mnie szerokimi ramionami. Czuje od niej bijące światło, więc wbijam się paznokciami i nie odrywam się, póki zimno nie odejdzie daleko.
Moje przeznaczenie? Co to znaczyło? Nie wiem. Nic nie wiem. Chcę się stąd wydostać. Jest zimno, a przez ciało przechodzą dreszcze.
Krzyczę.
Jemu nie sprawia to problemu. Wciąż stoi przy mnie i spogląda błękitnym jak niebo oczami.
Bllekit... Najpiękniejszy z kolorów
Najszlachetniejszy.
Chcę coś powiedzieć, ale głos zamiera mi w gardle. Coś ciągnie mnie na powietrze, próbuje wyciągnąć z kryształu. Istota chwyta mnie ostro za rękę i nie chce puścić. Razem lecimy ku błękitnemu niebu. Uśmiecham się, widząc kontury mężczyzny. Zaraz potem zalewa mnie białe swiatlo.
Otwieram oczy. Leżę na pelerynie rozlozonej na oszronionej trawie. Oblewa mnie zimno i krzyczę, bo nie mogę złapać powietrza. Czuje się rozdarta. Na nadgarstku widnieje złoto-błękitna bransoleta, ale nawet nie zauważam jej. Teraz mogę się tylko wpatrywać w Rakanotha, stojącego nade mną.
<Jeeeeej *.*>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz