Kath spojrzała na smoka. Ledwo go widziała, bo obraz zamazywał się przed nią. Chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego kaszlnęła krwią. Smok szybko podszedł do niej, ale ona już nie kontaktowała. Czerwone plamki zaczęły zabarwiać śnieg wokół leżącej dziewczyny, a spadający śnieg obsypywal jej włosy. Zamknęła oczy. Prychnela cicho do siebie. Więc nawet nie pożegna się z rodziną. Nawet pokłóciła się z Dantym... Gdyby wiedziała, że ma dzisiaj zginąć, nigdy by nie odeszła bez słowa. Próbowałaby złagodzić całą sprawę. Smok bal się jej ruszyć, by nie otworzyć szerzej rany.
- Kath, zaczekaj tu... - Wyszeptal i zaczął to biec, to lecieć w stronę Heladosów.
Wiedział jednak, że jeżeli nie wzleci, może nie zdarzyć.
Kath wpatrywala się w niebo, bezkrednie błękitne. Krwawe łzy płynęły jej z oczu, a Malthael powoli uwalniał się z klatki smoka. Nie bała sie go jednak. I tak umierała.
<Hmmmmm? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz