Li przekrzywił głowę wsłuchując się w jej słowa. Zainteresowała go. Nie należała do tego typu osób które zazwyczaj widywał. Była spokojna, opanowana, piękna i chyba nawet empatyczna. Coś nowego. Ziewnął i rozłożył wielkie biało-złote skrzydła. Dopiero teraz je spostrzegła. Zwykle starannie ukrywał akurat tą część. Uważał, że są raczej brzydkie.
- Dobra, nie będzie tytułów ale fajnie brzmią. - powiedział wchodząc do komnaty i rozglądając ciekawie.
- Długo jesteś...dżinem?
- Jakoś tak.. - policzył w myślach. - dziesięć wieków.
Zrobiła wielkie oczy i opadła na krzesło.
- Straszne.
- Nie jest tak źle ale rzadko trafia się ktoś taki jak ty.
- W sensie naiwny? - zapytała.
- W sensie nie wiedzący, że natrafiła na dżina. Zwykle szukano mnie. A ty miałaś po prostu przeznaczenie losu. Tak czy inaczej, dopóki będziesz żyła i nosiła ten pierścień, będę twoim sługą.
Pokręciła głową.
- Nie chcę abyś nim był. Nie jesteś moim niewolnikiem.
Uśmiechnął się lekko. Faktycznie była słodka. Li wzruszył ramionami.
- To nieuniknione. Jestem w połowie dżinem.
Westchnęła i ukryła twarz w dłoniach. Wydawała się zmartwiona. Nie lubił gdy ktoś taki był. Spostrzegł na stoliku uschnięte kwiatki. Wyciągnął w ich stronę dłoń a te w lekkich podmuchach wiatru oddały wszystkie płatki. Były jednak już świeże i pachnące. Podleciały przed twarz dziewczyny. Gdy spojrzała zaskoczona, zamieniły się w maleńkie, kwieciste motylki tańczące wokół dłoni i wypełniające komnatę przyjemnym zapachem. Jeden usiadł jej na włosach i został zamieniając się w niewielkie kwiatki.
<Lilith? ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz