Li przytulił ją myśląc gorączkowo. Jeszcze nigdy nie chciał faktycznie dobrze dla swojego pana lub Pani. Ta drobna i delikatna dziewczyna jednak go urzekła. Była niemal całkiem sama w okrutnym świecie.
- Nie martw się. Jak dla mnie ona nie miała racji. - wyszeptał.
Lilith cichutko załkała. Zapewne bała się konsekwencji. Co będzie gdy straci pracę? Ktoś zapukał do drzwi. Usiadła przestraszona i wytarła łzy. Nie pomogło to zbyt wiele.
- Proszę. - powiedziała łamliwym głosem.
Do pokoju wszedł Rakanoth. Lilith natychmiast okryła się rumieńcem.
- Czy... coś się stało? - zapytała z obawą.
- Można to tak ująć. - zamknął drzwi.
Powoli rozejrzał się i zatrzymał wzrok na miejscu w którym siedział Li. Zmrużył oczy ale nie zauważył go.
- Czy ktoś tu był? - zapytał nagle.
- Zawsze ktoś tu jest. To często uczęszczane pokoje dla służby.
Pokręcił głową z lekkim uśmiechem.
- Racja. - usiadł koło niej. - Lilith, mamy poważny problem.
Zbladła straszliwie.
- J...jaki?
- Vanessa powiedziała Desmodorowi, że pokoje dla Władców zostały... no nie wiem... że są w straszliwym nieporządku. - położył jej uspokajająco rękę na ramieniu gdyż drżała coraz mocniej. - Ja wiem, że jesteś bardzo solidna osobą. Niestety gdy władca sam poszedł to sprawdzić, panował tam... dosłownie chlew! Błoto wszędzie, zerwane zasłony i to w każdym pokoju. - ukrył twarz w dłoniach.- Władca chce cię widzieć. Natychmiast. Chyba chcą cię przenieść do kogoś innego.
<Lilith? No nie mogłam się powstrzymać ]:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz