-Tak jest!-zaśmiała się wesoło siostra
Gdy jednak jej wzrok napotkał smutne oczy starszej zaniepokoiła się
-Lilith..co się stało?
Demony zaczęły prowadzić rozmowę zostawiając je same sobie.
Dziewiętnastolatka przytuliła Clarissę. Z zamkniętych oczu zaczęły płynąć łzy, a z ust padały ciche ostrożnie dobierane słowa
-Tak bardzo cieszę się, że wreszcie będziesz szczęśliwa..że będziesz
miała życie na jakie zasłużyłaś..że nie będziesz zaledwie służącą, a
będziesz coś znaczyć..w sercu Władcy jak i w sercu całego
Muspelheim'u...
-Ej siostrzyczko-pogodna dziewczyna nie wiedziała jeszcze o co chodzi
jej-Nie musisz płakać bowiem ja też cieszę się ogromnie z tego losu i z
tego, co się dzieję..Zresztą dlaczego ton twój jest tak słaby i posępny?
Przecież to, że biorę ślub z Desmodorem nie zmieni mojego stosunku do
ciebie...Zawsze będziesz moją kochaną Lili...
-Nie Clarisso, ty nie rozumiesz- zielone oczy spojrzały na nią łagodnie chodź ton głosu nie był przyjemny
-Tak więc o co chodzi? Wytłumacz mi.-zażądała przyszła Władczyni
-O to, że mnie nie będzie..-westchnęła ciężko Lilith- Muszę wyjechać..Dziś..By od jutra zacząć służbę w innym zamku.
-Głupstwo! Wcale nie musisz, kto wydał tak niemądry rozkaz!? Porozmawiam z Desmodorem, na pewno będziesz mogła zostać!
Blondynka nie chciała ranić serca swej kruchej i naiwnej siostrze, lecz nie wiedziała jak łagodnie jej to powiedzieć.
-To niemożliwe. Sam Władca, twój przyszły mąż wydał taki rozkaz...-chcąc
nie chcąc zobaczyła wszystko w oczach siostry, których źrenice
powiększyły się zasłaniając prawie cały niezwykły pigment.
-To..to jakieś nieporozumienie-zdobyła się jedynie na płaczliwy i bardzo rozpaczliwy jęk
-Lilith..Twój czas się skończył. Musisz iść się pakować-stanął przy nich Rakanoth
Starsza Veresin odwróciła się dopiero w drzwiach.
-Niech los zawsze ci sprzyja-wyszeptała patrząc w te cudne teraz załzawione oczy.
Władca wyprowadził ją z królewskiego pomieszczenia i zaprowadził do jej
pokoju zostawiając tam samej sobie. Lilith usiadła na łóżku a oczy
ponownie zapełniły się łzami na wspomnienie przestraszonej Clarissy.
Poczuła mocny uścisk..To Li przytulił ją tak jakby rozumiał ten
siostrzany ból i to całe cierpienie zaciskające serce jego pani.
-Dlaczego szczęście które zabrano mi sprzed lat i dano ponownie znów w
tak bestialski sposób jest mi odbierane?-zadała ciche pytanie nie
oczekując jednak odpowiedzi
Siedziała jeszcze kilka minut pogrążona w tym zagubieniu.
-Puść Li..muszę się spakować wreszcie..
(?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz