Omiotłam wzrokiem wszystko wokoło. Na szczęście nic nie zniszczono.
Obserwowałam bacznie wielkiego smoka jaki się zjawił. Zje czy nie, jeśli
zaatakuje dłużna nie zostanę. Położyłam dłoń na sztylecie za paskiem.
Choć dla tego giganta mogło być to ledwie ukłucie, wiedziałam jak
rozsądnie tego użyć. Budowa ciała gada niewiele odbiegała od ludzkiej.
Gdyby zaatakował w chwilę dam radę go unieruchomić. Najważniejsze nerwy
na ciele już widziałam. Kilka ukłuć małym ostrzem i dam radę. Serce
waliło mi jak młotem, bałam się że w każdej chwili machnie łapą czy
ogonem i coś zniszczy, lub kogoś zrani. Nie bałam się o siebie, ale o
mój cyrk, i gdyby coś się stało byłam gotowa zabić.
-A może ty jesteś w błędzie?- Krzyknęłam, większy smok zwrócił głowę w moim kierunku.
-Słucham?- Warknął
-Słyszałam o tobie. Nie lubisz i nie ufasz ludziom, a także uważasz że
nic nie robimy bezinteresownie. W takim razie jak wyjaśnisz to że twój
brat żyje? Gdyby nie my leżał by martwy tam w lesie! A teraz znalazł się
zbawca i obrońca! Gdzie byłeś jak potrzebował pomocy?- Założyłam ręce.
-Zuchwała jesteś.- Mruknął
-Może, ale to nie ma nic do rzeczy. Jeśli już wszystko sobie
wyjaśniliśmy wierzę, że rozstaniemy się w pokoju.- Smok w ciszy mi się
przyglądał. Zacisnęłam zęby gotowa w każdej chwili na kontratak.
<Mediterano? Yunashi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz