.

.
.
.

wtorek, 23 grudnia 2014

Od Lurinny - Cd. Nathaniela

Zacisnęłam zęby, ten cyrk był jedyną rzeczą której nie pozwolę tknąć. On poszedł krok za daleko.
-Magia której nie można zablokować? Hm...?- Mruknęłam pod nosem uśmiechając się tajemniczo. -Czyżby iluzja?- Spojrzałam mu w oczy, mój diaboliczny uśmieszek ani na moment nie znikł. On próbował spalić to co kocham, i tych którym zawdzięczam życie. Nie mogłam puścić mu tego płazem, choćby był bogiem.
-Uważaj bo wrócimy do stanu sprzed sekundy.- Powiedział z pewnym uśmieszkiem. Mało mnie to obchodziło. Teraz byłam po prostu wściekła. Skoczyłam na niego w ułamku sekundy. Skoro tak, to nie miałam zamiaru się patyczkować. Zadałam mu serię ciosów i kopnięć. Gdy skończyłam padł na ziemię niczym szmaciana lalka. Nie mógł teraz się poruszyć.
-Wedle obietnicy wiesz co teraz powinno się stać. Wzięłam nóż i wymownie przejechałam ostrzem przez tors zatrzymując się w wiadomym miejscu.
-Coś ty znów zrobiła wariatko?!- Syknął wściekle
-Zmusiłeś mnie do skrajności...- Mój uśmiech przybrał diaboliczną formę. -Wszelka twoja magia zniknęła do wieczora, a umiejętność poruszania się na trochę ponad godzinę.- Oświadczyłam spokojnie.
-Ty...- Nie dokończył bo delikatnie przydusiłam sztylet. Teraz była na mojej łasce, role się odwróciły. Miałam ochotę wypruć mu flaki za próbę podpalenia, ale powstrzymałam się. Schowałam sztylet i wstałam.
-A ty gdzie?- Warknął za mną. Nie reagując przyprowadziłam jego konia i z niemałym trudem przewiesiłam jego sflaczałe siało przez grzbiet rumaka.
-Wybacz że nie dokończyłam obcinania tego i owego, ale zaraz jem, a nie chcę sobie brudzić rączek.- Uśmiechnęłam się sztucznie-słodko. -Poza tym ty i tak nic nie masz tam w gaciach.- Puściłam mu oko. Następnie mocno klepnęłam konia w zad, ten popędził jak oszalały. Koń zawsze wróci do stajni więc za jakiś czas dowiezie swego pana. Ja z uśmiechem pomachałam im na pożegnanie jak gdyby nic.

Wieczorem siedziałam w karczmie popijając piwo korzenne i śmiejąc się z opowieści trubadurów. Byłam już nieco podchmielona, więc wszystko było jeszcze weselsze. Do izby wszedł znajomo wyglądający jegomość.
-To są jakieś jaja...- Mruknęłam patrząc spode łba. Zielonooki zauważył mnie i ruszył w moim kierunku. Wychyliłam kufel do dna. I krzyknęłam przez jazgot do barmanki.:
-Dwa piwa proszę!
-Na co ci aż dwa? Jesteś alkoholiczkom?- Zapytał przysiadając się.
-Nie, ale w towarzystwie nie pije sama.- Barmanka postawiła kufle na stole. Chwyciłam jeden a drugi podsunęłam mu pod nos.
-Mam nadzieje że nie jesteś zły, w końcu przyrodzenie masz.- Zaśmiałam się znów popijając. -Chyba...- dodałam półtonem. Nadal ja byłam zła na niego, ale z alkoholem w ciele, byłam też rozkojarzona, przez co część mojej złości gdzieś na chwilkę zniknęła.

<Nathaniel? Nie zabiłam :P>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz