.

.
.
.

wtorek, 23 grudnia 2014

Od Nathaniela - Cd. Lurinny

Co się ze mną do cholery dzieje?! Najpierw postrach wszystkich, hordy ludzi chylą przede mną czoła i nagle nie mogę pokonać JEDNEJ dziewczyny?!
- Nie … nie sądzę by ktoś mógł mi wmawiać takie rzeczy. – powiedziałem po namyśle. Spojrzałem na nadgarstek. Sączyła się z niego czarna krew. Dotknąłem jej palcem prawej ręki, z której spłynął na ranę złoty strumień. Podszedłem powoli do ściany namiotu dotykając szorstkiej tkaniny.
- Mówisz, że co mi zrobisz jak to zniszczę? Wykastrujesz? – uśmiechnąłem się lekko. Lurinna popatrzyła na mnie kryjąc irytację.
- Dokładnie. – hardo uniosła podbródek.
- Ciekawe… - w mojej dłoni pojawił się niebieski płomyk, który upuściłem na materiał. Zajął się ogniem. Powoli trawił kolejne partie namiotu. Lu krzyknęła i spojrzała na mnie z nienawiścią.
- Jak mogłeś?! Tam są niewinni ludzie!
- Każde cierpienie jest tylko początkiem katastrofy. – wymruczałem patrząc na nią drapieżnie. Z areny zaczęli wybiegać przestraszeni ludzie.
- Ale dla ciebie mogę to ugasić, a po pożarze nie będzie ani śladu. – powiedziałem głaszcząc Ketsurui.
- Zrób to … proszę. – wyszeptała żałośnie. Uśmiechnąłem się i dotknąłem ognia. Natychmiast znikł tak samo jak reszta. Namiot był nietknięty.
- Zawsze mogę odwrócić to działanie. – powiedziałem ze stoickim spokojem, patrząc jak Lurinna kipi z wściekłości.
- Ja cię chyba … przecież zraniłam cię! Nie masz magii ani mocy!
- To prawda. Jednak to jest tak małe zaklęcie, że mogę sobie na nie pozwolić kochanie.
(Lurinna? ^^ Nie gniewaj się)

1 komentarz: