Oparłam się łokciem o stół i lekceważąco spojrzałam na sufit.
-Już, już nerwusie, bo ci żyłka pęknie.- Westchnęłam, facet zdenerwował się jeszcze bardziej.
-Uważaj bo...- warknął rozkładając nietoperze skrzydła.
-Bo co? Nakrzyczysz na mnie? Zjesz mnie? Po torturujesz?- Prychnęłam
pogardliwie. -Znalazł się pan i władca wszechmocny...- Wywróciłam
oczami. Każdy mój kolejny akt ignorancji sprawiał że facet wkurzał się
jeszcze bardziej, a kolce zbliżały do mojego gardła.
-Znam takich jak ty lepiej niż ci się wydaje o panie!- Ostatnie
wypowiedziałam bardzo pogardliwie. Miałam wrażenie że zaraz żuci się na
mnie. Ale jakoś bawiło mnie granie mu na nerwach. -Opici władzą, wydaje
im się że mogą wszystko.- Wstałam nawet nie dotykając kolców. Spojrzałam
w zielone oczy rozmówcy z dumą i pewnością siebie. W tym momencie do
komnaty wszedł inny mężczyzna zapewne wezwany Rakanoth. Delikatnie
skinął głową i podszedł do Nathaniela. Teraz przyglądałam się obu. Nagle
niewidzialna siła znów posadziła mnie na krześle. Zsunęłam nie na nim i
założyłam ręce niczym obrażone dziecko. Znów głośno westchnęłam
podmuchem odganiając grzywkę która spadła mi na oczy.
<Nathaniel? Rakanoth? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz