Demon siedział na wielkim, czerwonym fotelu i z iście anielską cierpliwością kiwał głową. W pewnym momencie przeciągnął się obolały. Spojrzał na zegar. Minęły trzy godziny a oni zwiedzili zaledwie dwa sklepy i kupili tylko tuzin sukni.
- Trzeba przyspieszyć, bo w tym tempie dorobię się nieistniejących wnuków.
Clarissa spojrzała zaskoczona.
- Coś się stało?
Miał ochotę ją udusić ale nie wypadało mordować niedoszłej królowej. Nigdy nie przejmował się tak głupimi przesądami, ale Desmodor znalazłby tysiące sposobów na zemstę.
- Dobra ściągaj te szmaty.
Clarissa zrobiła się cała czerwona gdyż sukienka wydawała jej się naprawdę ładna.
- Ale...
- Dałem ci wolną rękę. Najwyraźniej jednak nie znasz sie na tym.
Skrzyżowała ręce na piersi.
- Nie ma mowy. Bierzemy też tą suknię.
- Nie. Wyglądasz w niej jak dynia.
- Co?!
- No... całkiem ładna ale jednak. Dokupię ci zielony kapelisik i od biedy ujdzie jako marchewka.
Rzuciła w niego butem i poszła do przebieralni. Od razu poprawił mu się humor. Wyszła ubrana w standardową sukienkę. Malheur skrzywił się nieco. Nic nie powiedział gdyż jej wzrok mógł zabijać.
- Chodź diablico. Nieopodal mają lepsze sklepy a musimy odwiedzić jeszcze kilka.
Nie odpowiedziała tylko ruszyła przodem. Gdy wyszli demon wziął ją siłą pod rękę i wciągnął do sklepu z biżuterią. Może wyżyje się dla odmiany na sprzedawcy.
<Clarisso? ^o^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz