Demon zrobił zirytowaną minę.
- Raaany, dziewczyno. Czy wy wszystkie jesteście takie głupie? - warknął a Rosalie drgnęła nerwowo.
- N...nie rozumiem.
Prychnął i odwołał kruki.
- To proste. Proponuję ci miły wieczór na balu na który wejść mogą nieliczni, wyżerkę wszechczasów, poznanie Władców Otchłani, miłe tańce, daję ci suknię, a ty co?! - zerwał się mocny wiatr łamiąc pobliskie drzewo, jakby w odpowiedzi na jego podły humor. - Jestem aż tak odrażający, że wolisz być gdzie indziej?! Świetnie! Może lochy bardziej ci się spodobają! - wydobył zakrzywione ostrze. - Albo odmęty śmierci.
Rosalie krzyknęła i zaczęła się od niego odsuwać. Niestety potknęła się i upadła z jękiem. Zasłoniła się dłońmi.
- Nie zabijaj mnie.
- Za późno... - szepnął.
Usłyszała głośny świst a demon został trafiony przez coś ze straszliwą siłą. Uderzył w pobliskie skały krusząc je. Rosalie rozejrzała się zaskoczona. Nieopodal nadlatywał piękny powietrzny statek. Miał wielkie żagle i delikatnie ozdabiany kadłub na którym widniała nazwa "Asteria". Gdy zniżył lot zobaczyła na pokładzie Alastora rzucającego jej linę.
- Wskakuj! Nie mamy wiele czasu! - wrzasnął widząc, że demon zaczyna się podnosić.
Dziewczyna szybko chwyciła linę a czarownik wciągnął ją na pokład. Przykucnął i spojrzał na nią z bólem.
- Coś ci zrobił?
Pokręciła głową, drżąc.
- N...nie. Ale chciał.
- Nie martw się, mamy tarczę która powinna wytrzymać jego początkowe ataki.
- A co będzie potem? - wyszeptała.
- To demon. Nie znosi słońca. Nie będzie cię długo ścigał.
<Rosalie? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz