.

.
.
.

sobota, 27 grudnia 2014

Od Matafleur - Cd. Selthusa

Skręcam w kierunku wskazanym mi przez Albisa i wznoszę się wyżej, by złapać pod skrzydła prądy umożliwiające długotrwałe szybowanie. Staram się lecieć wolno i nie zmieniać zbyt gwałtownie wysokości. Nie chciałabym, by moi pasażerowie pospadali. Właściwie to mało kto miał mnie okazję dosiadać; z tego, co pamiętam, to chyba trzeci raz, jak niosę na swoim grzbiecie ludzi. Znam smoki, które uważają, że istota ludzka na grzbiecie to największa hańba. Jestem ciekawa co by powiedziały na nekromantę...
- To ta polana! - krzyk Albisa wyrywa mnie z zamyślenia.
Obniżam lot i zataczam koło nad wskazaną przez niego połacią jasnozielonej trawy. Obrastają ją wysokie, stare drzewa o rozłożystych gałęziach. Jest bardzo mała; osobiście nazwałabym ją prędzej polanką. Nie jestem pewna czy się zmieszczę, bo o wygodnym lądowaniu nie ma nawet mowy. Jednak mimo złych przeczuć lądowanie udaje mi się zaskakująco dobrze. Przysiadam na ziemi i odwracam się, by spojrzeć na moich pasażerów. O ile Albis wygląda na zachwyconego, Selthus wygląda jakby zaraz miał zemdleć; jest blady, lekko pozieleniały na twarzy. Pomagam Albisowi zsunąć się z mojego grzbietu, a potem skupiam wzrok na nekromancie, który zabiera się za schodzenie. Nie bardzo mu to idzie, w dodatku jego szata ponownie zaczepiła się o jeden ze szpikulców.
- Może pomóc? - pytam, obserwując starania maga z rozbawieniem.
- Czy ja wyglądam jakbym potrzebował pomocy? - odwarkuje, zabierając się za uwalnianie szaty. Uznaję to za synonim słowa "tak" i po prostu ściągam go ze swojego grzbietu. Stawiam złorzeczącego maga na ziemi i w tym momencie zauważam dziwną istotę czającą się na skraju cienia rzucanego przez drzewa. Wyczuwam bijącą od niej smoczą aurę i jednocześnie jestem pewna, że to nie smok. Przynajmniej nie żywy smok.

<Selthus? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz