Yunashi okrył się kocem i westchnął przeciągle. Nie podobało mu się otoczenie. Ostatnio spał obok człowieka... bardzo dawno temu. Nie wspominał tego najlepiej. Przewrócił się na bok i zmusił do zamknięcia oczu. Zaczął odliczać, byle tylko nadszedł sen.
- 100...99... - w myślach nie przeszkadzał nikomu.
Nadeszły wspomnienia. Pamiętał czasy wielkiej wojny. Był wtedy jeszcze młody i naiwny. Walczył z pewnym młodzieńcem na grzbiecie. Jego jeździec... Yunashi jęknął przez sen i przekręcił się na bok. Nie chciał do tego wracać. Wspomnienia były zbyt bolesne. Nawet teraz po tak długim czasie pamiętał jego uśmiech. Był najlepszym przyjacielem jakiego kiedykolwiek miał. Ale niestety nic nie trwa wiecznie...
Krzyknął i usiadł spocony własnym koszmarem. Przez szczeliny namiotu wpadało nieśmiałe słońce. Było bardzo wcześnie. Lurinna otworzyła oczy i spojrzała na niego gniewnie. Yuni nie widział jej jednak. Skulił się i objął kolana rękami. Zamknął oczy oczyszczając umysł.
Mocny powiew lodowatego wiatru zmierzwił mu włosy i przywrócił świadomość. Mediterano skierował do niego wielki łeb.
- Yuni?
- Nic mi nie jest. - wojownik wstał i przeciągnął się z uśmiechem.
Musiał zamaskować podły humor.
- Jak się spało... Lurinno? - zapytał patrząc na nią z lekką niechęcią.
- Świetnie. - prychnęła odrzucając koc.
- Nie chrapałem? - zapytał Medi nachylając się do niej.
Poklepała go po nosie.
- Spokojnie, byłeś cicho.
- Dobra a teraz pokaż te rany. - powiedział Yunashi podchodząc do smoka.
- Ale one są już opatrzone.
- Poniekąd. - dodał wojownik.
<Lurinno? ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz