Patrzyłam na Asmitusa zastanawiając się, co powiedzieć. Poniekąd jego myśl była prawdą. Nie można ich było wszystkich zabić.
- To może posprzątamy te ciała? – zaproponowałam.
- Dobry pomysł. – podchwycił Rakanoth. Asmitus pokiwał głową i zdjął z nas złotem liny.
- Proszę bardzo, oddział sprzątający zaczyna służbę. – zaklaskał w dłonie.
- Czy on zawsze tak upokarza? – zapytałam cicho demona.
- No, niestety tak. – warknął zbierając to, co zostało z jednego
wojownika. Poszłam pod mur, gdzie znalazłam szczątki sierżanta. Mocą
podniosłam go do góry i wrzuciłam na dziedziniec.
- Ej to chyba nie tak wygląda sprzątanie? – powiedział do mnie
Rakanoth, który szamotał się z krzakami, za które wrzucił zwłoki.
- Oddaje im ich własność. Czy to nie jest iście moralne? – zapytałam ironicznie. Wzruszył ramionami.
Po godzinie uwinęliśmy się ze wszystkim.
- Dobra robota. – pochwalił mag i zdjął zaklęcie. Runy na naszych nadgarstkach znikły.
- Naprawdę się ubawiłem. Teraz już żegnam. – skoczył na jedną z chmur i odleciał.
(Rakanoth?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz