Dziewczyna tupnęła nogą i omal się nie przewróciła na śliskiej powierzchni. Podeszła ostrożnie do sąsiedniego łózka. Demon wygrywał wyjątkowo piękną i smutną pieśń na kryształowych skrzypcach.
- Co się stało? - zapytała w końcu.
- Nic.
Westchnęła zastanawiając zapewne jak skłonić go do odwrotu.
- Rakanotcie nie możesz zamrażać skrzydła szpitalnego.
Nawet na nią nie spojrzał. Zmienił nieco repertuar na jeszcze bardziej żałosny. Kryształy wokół zamigotały śląc wszędzie lodowatą aurę. Zrobiło się jeszcze zimniej.
- Chcesz nas zabić?
- Może.
- Przestań! - krzyknęła i podeszła do niego.
- Nie mam powodu ani zamiaru. - burknął.
- Jesteś samolubny!
- Jak to demon.
- Spójrz tylko co wyprawiasz!
Rozejrzał się smutno i wzruszył ramionami, ponownie wracając do gry.
- Co z tego?
Dziewczyna okrążyła łóżko, mamrocząc coś do siebie.
- Dobra. Wychodzimy.
Spojrzał z lekkim zaciekawieniem. Miał całkowicie czarne oczy zamiast zielonych. Po chwili ponownie skupił się na skrzypcach.
- Nigdzie nie idę.
- Powiem Desmodorowi.
- Proszę bardzo. Zanim wrócisz wszyscy powinni być soplami. - mruknął.
<Clarissa? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz