Rakanoth spojrzał i spochmurniał. Bezgłośnie powtórzył jej imię ale za dziewczyną pojawiło się dwóch innych demonów. Chwycili ją mocno za ramiona i przytaszczyli do niego.
- Władco. Spójrz. - wskazali zadowoleni.
- Wybornie. - mruknął wściekły.
Ezreal jęknął cicho. Z oczu ciekły mu łzy bólu. Dwie włócznie sterczały z ciała po obu stronach ramion.
- Mamy ją zabić?
Rakanoth syknął i chwycił go za gardło unosząc nieco.
- Mówiłem, nie zabijać. Czego w tym zdaniu nie zrozumiałeś?! Co to ma być?! - wskazał na biednego chłopaka leżącego na ziemi.
- My no... - tłumaczył się demon.
- CO! - skierował na niego miecz.
- No... poniosło nas.
Rakanoth okrążył miejsce.
- Wydałem jasne polecenie. Ograniczyć ofiary. I niech ktoś w końcu idzie po uzdrowiciela! - jeden demon sapnął i zniknął w kłębach dymu. Władca spojrzał na Erin. - A ty. - zbliżył się tak, aby tylko ona słyszała słowa. - Miałaś zniknąć.
Spojrzała wściekła.
- To mój brat!
Zerknął na chłopaka bladego jak ściana.
- Przeżyje.
Wyminęła go i podbiegła do Ezreala. Delikatnie gładziła go po głowie. Zaraz potem pojawił się uzdrowiciel i sypnął dziwnym, zielonym proszkiem. Włócznie zgięły się, znikając. Rany zasyczały i zasklepiły się nieco.
- Zamknąć ich w domu. Ugasić pożary. Jak mamy władać na zgliszczach. Przygotować spotkanie z Lordami miasta. - kontynuował Rakanoth ze standardowym spokojem.
<Erin? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz