Rakanoth przytrzymał dziewczynę i oddał pocałunek, jeszcze go przedłużając. Gdy w końcu Dante zaczął wydawać niecierpliwe i gniewne raczej odgłosy, puścił ją.
- Mówiłem, że następnym razem ja zacznę, a ty wciąż łamiesz zasady. - powiedział klepiąc ją palcem w nos.
Zrobiła się czerwona ale uśmiechnęła ciepło.
- Do zobaczenia.
- Mam taki zamiar. - puścił do niej oko i machnął dłonią, a demony wraz ze wściekłym Malthaelem zniknęły.
Kath osunęła się na ziemię. Dante podbiegł przestraszony.
- Głupia jesteś. - warknął ale okrył ją troskliwie płaszczem.
- No wiem. - zaśmiała się i jęknęła z bólu.
Garuda ukryty w jej umyśle i bransoletce nie lubił bólu. Dlatego natychmiast go zmniejszył. Maleńka runa w kolorze błękitu delikatnie się zapaliła, a rana przestała tak doskwierać. Zimno jednak pozostało i targało ciałem dziewczyny nieustannie. Był zbyt wyczerpany aby coś na to poradzić.
- Musimy ją przenieść! - krzyknął Dacarath.
Wojownicy skonstruowali prowizoryczne nosze i ułożyli ją na nich. Wielu oddało własne płaszcze widząc jak mocno dygocze. Okryli ją nimi ze słowami otuchy.
- Nie martw się siostrzyczko, zaraz będziesz w domu. - powiedział Dante z błyszczącymi oczami.
Czy to były zaschnięte łzy? Może... Nosze niesione przez czterech silnych wojowników szybko pokonywały trasę do siedziby Heladosów.
<Kath? ^o^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz