Rakanoth spojrzał na wojowniczkę z pogardą i wściekłością która musiała się po części odmalować w jego zielonych oczach. Ręka dziewczyny zadrżała jeszcze bardziej, ale na szczęście ostrze nie zraniło demona.
- Kath, co ty wyprawiasz? Atakujesz bezbronnego? Nawet demona? - wysyczał wściekły Dante.
- Nie atakuję. To zabezpieczenie.
Demon westchnął jak męczennik.
- Nie podnoś na mnie ręki bo ją stracisz. - powiedział złowrogim szeptem.
- Nie boję się ciebie.
- A powinnaś. - wymruczał idąc w jej stronę.
Nic sobie nie robił z zagrożenia. Kath aby go nie zranić zaczęła się cofać ostrożnie aż w końcu naparła na sąsiednią ścianę. Rakanoth uśmiechnął się lekko i jeszcze bardziej zbliżył do niej. Ostrze przecięło skórę ukazując nietypową dla demonów złotą krew. Anioły miały taki kolor. Istoty z otchłani zwykle krwawiły na czarno. Alduin był już tak blisko, że od jej ust dzieliły go centymetry.
- Zabijesz mnie? - wyszeptał z lekkim uśmieszkiem.
- Tak, jeśli się nie odsuniesz. - wysyczała.
- Odejdź od niej! - Dante dobył miecza i położył ostrze na jego ramieniu. - To moja siostra demonie. Nie waż się jej tknąć albo skończysz w kawałkach.
- Och to faktycznie taaakie straszne. - zadrwił i odsunął się od dziewczyny.
Ujrzała złotą kroplę na sztylecie która jednak szybko rozwiała się w pył. Alduin rzuci jej ostrzegawcze spojrzenie mówiące mniej więcej: Zamilcz albo zapłacisz głową.
Rakanoth machnął niedbale na miecz Dantego a broń poleciała ze zgrzytem na ścianę. Za nic nie mógł jej oderwać. Wydawała się na stałe przytwierdzona.
- Ty przeklęty pomiocie! Napraw to! - wrzasnął białowłosy.
Został zignorowany. Rakanoth usiadł wygodnie w fotelu a z jego kieszeni dobiegł stłumiony jęk.
- Aj! Wybacz Medi. - powiedział wyciągając maleńkiego smoczka którego położył na stoliku.
Lodowy jaszczur wielkości palca wskazującego zasyczał groźnie.
- Zamorduję cię! - piszczał.
- Nie dramatyzuj, przecież żyjesz. - zaraz potem spojrzał na wojowniczkę. - Lepiej usiądź, wyglądasz nieciekawie.
<Katharsis? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz