.

.
.
.

niedziela, 21 grudnia 2014

Od Rakanotha - Cd. Katharsis

Rakanoth stał na środku ośnieżonego dziedzińca. Ręce miał wykręcone do tyłu i mocno skrępowane sznurem. Wpijał się boleśnie w ciało znacząc je krwawymi bruzdami. Wystawiono go na pełne słońce ale nigdy nie był na nie wrażliwy, więc tylko udawał. Stał... przywiązany do metalowego słupa którego zimno porażało.
- Mów! - ktoś uderzył go w twarz.
Splunął krwią za co dostał kolejny raz w żebra. Zdarto mu koszulę a na ciele widniały liczne sińce które ku niezadowoleniu innych szybko się goiły. Słońce dodawało mu sił, ale na takim zimnie długo nie pociągnie.
- Co mam mówić? - wyszeptał z krzywym grymasem.
Wielki mężczyzna chwycił go za włosy i brutalnie odgiął głowę.
- Poderżnę ci gardło parszywy demonie. - wysyczał przykładając do niego zakrzywiony sztylet.
- Mmm proszę bardzo, wtedy raczej wiele nie powiem. - zadrwił za co oberwał kilka mocnych ciosów w brzuch.
Znowu splunął krwią, złocistą i lśniącą. Nie zdziwiło ich to jednak. Nie widzieli tego. Nie chcieli... Stali zaślepieni szałem i chęcią zemsty.
- Gdzie go ukryłeś! - krzyknął Dante podchodząc.
Rakanoth podniósł głowę.
- Aaa białowłosy.
- Nie będę mógł nic zrobić jak nie zaczniesz współpracować! Gdzie Luke!
- Nie znam go. - mruknął.
- Do diabła z tobą parszywy demonie! - wrzasnął wojownik i dał znak innym aby dalej go bili.
W końcu musiał powiedzieć. Każdy się łamał. Jak nie ból to zimno wygrywało.

<Kath? ^^ Ups xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz