Władca skończył wygrywać ostatnie żałosne tony melodii i odłożył skrzypce. W głowie miał mętlik.
- Lilith. - wyszeptał i mimo wszystko się uśmiechnął.
Od kiedy pamiętał lubił dziewczynę mimo, że dzieliło ich tak wiele. Zastanawiał się czy wiedziała, że jest demonem a nie zwykłym magiem najętym do obrony zamku.
- Oj coś czuję, że mi się oberwie. - mruknął wstając i idąc w stronę odległego, zapomnianego ogrodu.
Niewielu wiedziało o jego istnieniu. Głównie przez to, że nie prowadziło tam żadne zaklęcie teleportacji. Należało przejść plątaninę korytarzy i tajnych przejść. Miał spotkanie na które szedł raczej niechętnie. Mógł jednak tam trafić nawet z zamkniętymi oczami. Tajemne miejsce pokazał mu dawno temu brat Desmodora, ten który, dzięki Bogom Otchłani, popadł w wieczny sen podobny śmierci.
Rakanoth nadusił kombinację kamieni w ścianie które z pozoru niczym się nie wyróżniały i już był w środku. Ogród nie był wielki. Stanowił zamkniętą, okrągłą komnatę z kryształowym dachem. Na samym środku stało wielkie drzewo z czarnym pniem i szafirowymi liśćmi. Gdy roślina go wyczuła zmieniła ubarwienie na rubinowe, gotowa do ataku. Demon uniósł ręce i wyrzucił wszelką broń. Z pozoru zwykłe drzewo było w rzeczywistości zaklętą duszą bardzo potężnego czarownika. Atakowało każdego obcego. Znajomego też, jeśli był zagrożeniem.
Władca uklęknął przed drzewem, zniżając głowę.
- Panie. Czy mogę się z nią zobaczyć? - zapytał cicho.
- Nie. - zabrzmiała sucha odpowiedź.
Rakanoth zagryzł wargi. Zaklęty mag był potężnym strażnikiem niezwykłej istoty. Wielu już zapomniało o jej istnieniu. Niegdyś była wyrocznią lecz została zamieniona w kamień i obecnie bardzo rzadko była w stanie z kimkolwiek się porozumieć. Władca wiedział, że nie przekona strażnika. Zagryzł wargę i stłumił przekleństwo. W oddali widział piękny, skrzydlaty posąg kobiety. Skrzydlaty... wielu sądziło, że miała ona wiele wspólnego z aniołami. Dlatego była podwójnie cenna.
Skłonił głowę i wyszedł, chcąc jeszcze powrócić w wolnym czasie.
<Lilith? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz