Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie.
- Nie tyle wierzę ile raczej uważam na wszystko co może mnie zranić. - puściła do niego oko i zajęła strategiczna pozycję za jedną z kolumn.
Rakanoth uśmiechnął się idąc w jej ślady. Wydobył dwa ostrza i zmrużył zadowolony oczy. Z każdą chwilą słyszeli coraz bardziej zbliżających się wojowników. Nagle jednak wszystko ucichło. Rakanoth spojrzał zaskoczony. Nicole wzruszyła ramionami. Gdy tuż obok dziewczyny pojawił się Asmistus, podskoczyła.
- Nie rób tak więcej. - wysyczała.
- Postaram się. - powiedział z uśmiechem.
- Czego chcesz?
- Chyba coś podejrzewają. - wyszeptał.
- Najwyraźniej nie są tak głupi.
- Chyba nie masz zamiaru wybiec na nich z tą wykałaczką? - wskazał broń którą trzymała w pogotowiu.
- Dlaczego nie?
- Nie mam ochoty oglądać twojego truchła.
- Trochę wiary magu. - powiedziała z uśmiechem.
- Mam jej aż nadto. Ale wolę sam wpływać na los. - dotknął lekko jej dłoni a maleńkie ogniki spłynęły na skórę.
Nie parzyły ale powędrowały do miecza pokrywając metal drobnymi runami. Nicole spojrzała zaskoczona.
- Co zrobiłeś?
- Cokolwiek zrani, zapłonie. - wyszeptał.
<Nicole? ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz