Wpatrywałem się ze zdumieniem w płonącego ogara i w porę odskoczyłem przed kolejnym. Ciąłem z wprawą, powalając go czysto.
- Ona oszukuje! - krzyknąłem wskazując na Nicole która chciała jakimś cudem odzyskać broń z palącego się potwora.
Miała farta gdyż leżał już nieruchomo. Asmistus zaś siedział wygodnie pod rozłożystym drzewem.
- Co? Ja nic nie widziałem. - powiedział doprowadzając mnie do szału.
- Kanalia. - warknąłem i skierowałem się w stronę nowych przeciwników.
Gdy jednak spostrzegłem lecący we mnie grad srebrnych strzał, zakląłem i poszukałem kryjówki.
- Nicole! - zdołałem krzyknąć a dziewczyna w porę uskoczyła.
Niestety jeden pocisk drasnął ją w ramię. Powodował straszliwy ból i nieszczęsna upadła krzycząc. Asmistus mnie uprzedził i znalazł się tuż obok.
- Spokojnie maleńka. - powiedział z uśmiechem i dotknął ranki.
Na skórę spłynął czerwony blask a Nicole odetchnęła z ulgą.
- Dlaczego mi pomagasz?
- Właśnie! To wbrew regułom. - oburzyłem się.
Mag tylko wzruszył ramionami.
- Moja gra, moje zasady. - powiedział znikając i pojawiając się pod drzewem.
- Nie cierpię go. - warknąłem. - Wstawaj ulubienico. - pociągnąłem Nicole w górę. - Heladosi sami się nie zabiją.
<Nicole? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz