.

.
.
.

piątek, 12 grudnia 2014

Od Rosalie - Cd. Malthaela

Złapałam Lancelota za szyję i cofnęłam się z przerażeniem. Potwór spojrzał na mnie i wyszczerzył żółte kły, które nabiegły zielonym kwasem. Jego nozdrza drgały niebezpiecznie węsząc w poszukiwaniu ofiary. Malthael uśmiechnął się do stwora i wskazał na mnie.
- Na nią przyjacielu!
Gad usłużnie schylił głowę, a jego oczy zapłonęły srebrnym blaskiem. Ruszył na mnie jaszczurzym chodem. Otworzył paszczę, z której wychylił się wężowy język. Cofnęłam się i dotknęłam skalnej ściany. Odwróciłam się szybko i zaczęłam wspinać. Za mną Lancelot radził sobie o wiele lepiej. Był już na górze kilkumetrowej skały i wystawił mi róg. Złapałam się mocno i zwierzę wciągnęło mnie. Popatrzyłam z góry na wielki, szeroki łeb. Stwór rozglądał się przez chwilę, po czym wypatrzył mnie. Jego oczy świdrowały mnie na wylot. Otworzył paszczę o skoczył na mnie. Jego zębiska drasnęły mnie w ramię, a długie pazury zakleszczyły się na tułowiu. Ohydny łeb wisiał parę centymetrów nade mną.
- No przepraszam, przepraszam! – zawyłam.
(Malthael? Wygrałeś… )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz