- Gdzie Annabeth. - syknął.
Tenebris usiadła wygodniej i spojrzała z cierpliwością.
- A jak myślisz.
Zacisnął mocno zęby.
- Porwałaś ją!
- Ciszej głupcze. Ci ludzie mogą cię zabić za złe spojrzenie. - rozejrzała się ukradkiem.
Usiadł wściekły.
- Nie obchodzą mnie. To co zrobiłaś było odrażające. Annabeth uciekła od nich nie bez powodu! Chcieli ją oddać jak zwierzę temu kto da więcej. - powiedział coraz bardziej zdenerwowany.
Wydęła usta.
- A ty jak przystało na maga jesteś taaaki rycerski.
- Nie drwij ze mnie. Chciałem jej pomóc.
- Jakoś ci nie wierzę. Tak bezinteresownie? Ciekawe.
- Uwięziłaś ją w domu, mam rację?
- Nie jest więźniem. To jej rodzina. - kontynuowała.
Uderzył pięścią w stół a zgromadzeni w pomieszczeniu spojrzeli zdenerwowani.
- Gadasz same idiotyzmy! Nie będę tego wysłuchiwał i tracił czasu. - wstał i ruszył do wyjścia.
- I tak nie masz szans. - mruknęła zadowolona.
Stanął spoglądając na nią z nowym zdecydowaniem.
- To się jeszcze okaże.
~~*~~
Czarownik mamrocząc pod nosem szedł przed siebie. Dawno nie czuł aż takiej wściekłości.- I jak poszło? - usłyszał cichy głos z boku.
- Fatalnie Mistrzu.
- Mmm to zacznie się zabawa.
- Masz dziwne jej pojęcie, jak słowo daję.
- Nie dramatyzuj.- z cienia pobliskiego zaułka wyszedł mały Asura w ciemnym płaszczu ponaszywanym złotymi runami.
W jednej ręce ściskał zdobiony kostur z dwoma splecionymi smokami trzymającymi niebieski kryształ.
- Ale nie możemy zniszczyć jej domu! - oburzył się Alastor.
Asmistus poklepał go po boku bo do ramienia nie dosięgał.
- Idę do nich na herbatkę. Kulturalnie, potem wysadzamy.
- Zaraz... co?! Mistrzu! Niczego nie wysadzamy! - zaczął za nim biec bo drobna postać w podskokach nucąc pod nosem szła do odległego domku.
Gdy w końcu Mistrz Gildii magów zapukał, otworzyła matka dziewczyny. Zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem a widząc Alastora omal nie zamknęła. Została jednak sprawnie powstrzymana.
- No proszę, proszę... a jednak już tu doszły. - powiedział Asmistus.
Kobieta zmrużyła niebezpiecznie oczy.
- Co?
- Duchy.
-J...jakie?!
Podszedł bliżej aby szeptać a kobieta zniżyła się nieco.
- No wie pani... TE duchy. Wszyscy sąsiedzi już się skarżą. U was pewnie też zaatakują.
- Ale o czym pan mówi?!
Wyprostował się zdecydowanie.
- Jestem tu z ramienia Władców Mgieł. Ten dom został zaatakowany przez głodne dusze. Ale spokojnie zaraz opanujemy sytuację... chyba.
<Annabeth? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz