Shang dopiero po kilku chwilach zorientował się, że coś bardzo nie gra.
- Mir? - zapytał stłumionym głosem z dna torby.
Wyczuł, że dziewczyna biegnie na złamanie karku. Przyspieszony oddech niemal sprawiał mu ból gdy pomyślał o jej zranionej nodze.
- Zatrzymaj się! - syknął. - Jest ciemno, coś sobie zrobisz!
Nie słuchała jednak. Biegła dalej aż w końcu wyleciał z torby i przybrał formę skrzydlatego demona tuż przed nią. Pisnęła, wpadając prosto w jego ramiona.
- Mir. - wyszeptał przytrzymując ją przed ucieczką. - Spokojnie. Nikt cię nie ściga.
- Ale on... - z trudem łapała oddech.
W przypływie impulsu pogładził delikatne włosy dziewczyny.
- Nie ma go.
Westchnęła i w końcu odrobinę się odsunęła. I wtedy nastąpiło najgorsze. Shang warknął ogłuszająco a jakaś nieznana siła dosłownie wbiła go w sąsiedni budynek. W nadgarstkach, nogach, a także skrzydłach spoczywały paskudne, czarne kolce połyskujące w słabym świetle księżyca. Mir zaczęła się rozglądać, ale nie zdołała ujrzeć napastnika. Do czasu, aż było za późno. Chwycił ją mocno za nadgarstek i wykręcił sprawiając, że upadła na jedno kolano krzycząc.
- Witaj zagubiona duszyczko. - doszedł ją paskudny, przyprawiający o dreszcze szept.
Uniosła głowę i dostrzegła ciemne oczy przepełnione czystą złośliwością. Demon z wielkimi czarnymi skrzydłami stał nad nią. Na bladą twarz wypełzł uśmieszek.
- Puść mnie! - wrzasnęła a wokół zawirowały płomienie.
Malthael warknął, odrzucając ją ze straszną siłą na sąsiednią ścianę. Upadła niemal u stóp szamoczącego się Dracolisza. Płomienie zgasły gdy zaklęcie zostało przerwane.
- Mmm więc to ciebie wszyscy szukają? Co takiego zrobiłaś, że jesteś tak cenna? - zapytał wyciągając zakrzywione ostrze i idąc w jej kierunku.
Z trudem wstała na chwiejących się nogach.
- Nie zbliżaj się!
Stanął wpatrzony z lekkim zaskoczeniem.
- Silna jesteś. Jak na śmiertelnika. Z chęcią pożrę twoją duszę. Ale chyba nie mamy dla siebie tyle czasu maleńka. - rozejrzał się jakby wyczuł nowe niebezpieczeństwo. Przez twarz przeszedł mu grymas niezadowolenia. - Bardzo mało... - w mgnieniu oka był już przy niej, wbijając ostrze w nadgarstek.
Krzyknęła, nie mogąc się wyrwać.
- Oddaj mi to dobrowolnie słoneczko. Albo obedrę cię ze skóry. Kawałek, po kawałku. - szeptał do ucha.
Tymczasem u wylot uliczki pojawił się Darrick z pewnym bardzo małym magiem w ciemnoczerwonym płaszczu. Asmistus skierował dłonie na demona, szepcząc wyjątkowo wredne zaklęcie światła.
<Mir? :3 Patrz jeszcze przed egzaminem zdążyłam xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz