Czarownik dziwnie na nią spojrzał i zwrócił się do ucznia.
- Mam cię wymienić?
Albert zbladł nieznacznie.
- Ja... przepraszam Mistrzu. - powiedział opuszczając głowę.
Wiedział, że jeśli straci tu posadę jego rodzina dosłownie umrze z głodu. Mistrz może i był surowy, niezrównoważony, niebezpieczny i ogólnie trudny, ale płacił dobrze.
- Proszę Mistrzu. Ja... postaram się lepiej. - pokiwał gorliwie głową.
W oczach zabłysły mu łzy. Asmistus albo tego nie widział albo zwyczajnie zignorował. Podszedł do Lilith z surowym wyrazem twarzy.
- Twoja siostra obecnie wyruszyła w wędrówkę po Krainach. Oczywiście wraz z przyszłym mężem. Nie sądzę aby znalazła póki co czas dla ciebie.
- Rozumiem. Czy... napisała coś?
- Nie.
- Więc skąd Mistrz to wie?
Spojrzał na nią jakby była idiotką. Odwrócił się do Alberta i machnął energicznie ręką.
- Od początku.
Lilith stosownie się wycofała i spotkała Li nieopodal, ukrytego pod drzewem.
- Dlaczego tam stoisz?
- Ciii usłyszy.
- Li, przecież jesteś niewidzialny dla innych.
- Ale Asmistus jest bardzo silnym dżinem. Jego nie oszukam. A jak zareaguje na wiadomość, że masz własnego? Jeśli wpadnie w szał i cię zabije? Należy do mojej rasy i zawsze mordował swoich właścicieli. Ciebie też zaatakuje.
<Lilith? ]:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz