.

.
.
.

wtorek, 3 lutego 2015

Od Amiry - Do Malthaela

Amira podniosła się zbudzona przez ten sam koszmar, który ją męczył od miesiąca. Nie mogła się dobrze wyspać i przez cały dzień była praktycznie nieprzytomna. Spojrzała w stronę okna, za pół godziny będzie świtać. Usiadła na łóżku i przetarła oczy, przeciągnęła się i wstała. A właściwie to spadła z łóżka, ponieważ nie dostrzegła że leży już na samym jego brzegu. Cicho jęknęła i podniosła się, przeczesała dłonią włosy i spojrzała w lustro. Wyglądała okropnie, przemyła twarz wodą która stała w misce obok. Amira uśmiechnęła się czując ochłodę, wytarła twarz i poczesała włosy związując je w kucyk. Od razu poczuła się lepiej i tak wyglądała. Ubrała się w koszulę i ciemne spodnie, nie miała zamiaru nosić swojej ciężkiej zbroi. Wyszła z pokoju, załatwiła sobie nocleg na miesiąc w karczmie. Nie była może najlepsza, ale zdarzały się gorsze. Zeszła i ruszyła w stronę wyjścia gdzie skierowała się do stajni. Cała trójka jej przyjaciół od razu zbudziła się słysząc jej kroki.
-Jak spaliście? Mam nadzieję że lepiej niż ja. - Powiedziała głaszcząc swojego konia, Arti usiadł na jej ramieniu, a kundelek chodził wokoło niej merdając ogonem. - Niedługo jak przyjdą pracownicy dostaniecie śniadanie. Dobrze... - Amira odeszła od swojego zwierzyńca i wyszła na ulicę. Nic się jednak nie działo, jedynie ona stała na pustej ulicy. Słońce właśnie wzeszło, jednak dziewczyna dostrzegła szare chmury, które zmierzały w stronę świetlistej kuli. Ami weszła do karczmy i ruszyła do swojego pokoju. Usiadła na łóżku i zamknęła oczy opierając się o ścianę. Położyłaby się, ale wiedząc że słońce już wstało ona nie potrafiła zasnąć. Pochodziła po pokoju i poukładała rzeczy, z torby wyjęła książkę którą gdzieś ostatnio kupiła. Przeczytała chyba pięć stron kiedy usłyszała jakieś odgłosy dochodzące z dołu. Widocznie przyszedł już jakiś pracownik. Posiedziała jeszcze z pół godziny, na ulicy pojawiali się ludzie, a osoby z pokojów obok zaczęły się budzić i chodzić po karczmie. Amira w końcu wyszła i zeszła na śniadanie. Szybko zjadła to co jej podano i wypiła herbatę. Rozbudzona wyszła z karczmy i poszła wzdłuż ulicy. Ludzie rozstawiali stragany, ogólnie wszystko budziło się do życia. Amira postanowiła trochę pobiegać, cóż to za dzień bez jakichkolwiek ćwiczeń. Biegła wzdłuż ulicy tuż przy wejściach do sklepów i domów, więc nic dziwnego jak nagle z uliczki nie wiadomo kiedy wyskoczyła jakaś postać. Amira w ostatniej chwili uskoczyła w bok i natychmiast się zatrzymała. Odwróciła się, ale tego kogoś już nie było. Zrobiła krok przed siebie i poczuła że w coś uderzyła. Odsunęła się i spojrzała na co wpadła. Spojrzała na stwora, miał skrzydła i długie czarne włosy. Skierowała rękę w miejsce, gdzie powinien być miecz gdy nagle sobie przypomniała, że go wcale nie wzięła. Zmrużyła oczy i przypatrzyła się postaci... Miała dziwne wrażenie że skądś już go znała, musiała go gdzieś już widzieć. Wpatrywała się próbując przypomnieć sobie gdzie mogła go spotkać.

~Malti? Nie ma lepszej zabawy niż wyskakiwanie z uliczek ^^~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz