.

.
.
.

niedziela, 8 lutego 2015

Od Asmistusa - Do Keri

Asmistus przemierzał paskudny, jasny, słoneczny las. Co chwila klął pod nosem na nieudolność własnych uczniów. Był pod postacią małego Asury i przemieszczał się na dziwnym wierzchowcu, podobnym do dwunogiej jaszczurki. Stworek wydawał przy każdym kroku gulgoczący dźwięk. Towarzyszył mu jeszcze odgłos metalicznych dzwoneczków, nadając całości nieco dziwnego efektu. Nikt nie powiedziałby, że mały Asura jest jednym z potężniejszych magów w gildii. Również on sam tego nie potwierdzał.
Ziewnął przeciągle i zakrztusił się, łykając jakąś muchę.
- Normalnie nienawidzę lasu! - wrzasnął z gniewnymi iskierkami  w wielkich oczach.
Wyruszył niemal wbrew woli do głuszy, całkowicie sam, gdyż inteligentni inaczej adepci gildii coś spaprali z zaklęciem. Wysłali artefakt, dość potrzebny zresztą, w nieokreślone miejsce lasu. Mistrz zaczął nawet podejrzewać, że chcieli się go pozbyć. Może szykowali zabawę? Bez niego! Okrucieństwo.
- Przecież potrafię się bawić! Prawda Serdelku? E... Serdelku? - rozejrzał się nieco bezradnie wokół. - Nawet mój własny kruk mnie olał! Koniec świata. Koszmar! Już ja im pokażę jak w końcu wrócę... - mamrotał gniewnie.
Zatrzymał wierzchowca i zsiadł by rozprostować krótkie nóżki. Wielkie uszy sterczały komicznie po obu stronach włochatej główki Asury. Rozejrzał się poprawiając ciemnogranatowy płaszcz maga obszyty srebrnymi nićmi. Nic szczególnego, zwykły, nieco ubłocony podróżą. U pasa przytoczył krótki kawałek patyka który w razie potrzeby zamieniał w kostur.
Chwycił uprząż stworzenia i zaczął gładzić po pysku.
- Ty mnie nie zostawisz nie? Jesteś za słodki. - powiedział z rozczuleniem za co został z rozmachu liźnięty w policzek. -W sumie to równie dobre miejsce jak inne do rozpoczęcia poszukiwań. Nie ruszaj się. - wyciągnął z juk dziwny, metalowy przedmiot z licznymi pokrętłami i kryształami. Wyszeptał zaklęcie a wokół maszynki zaświeciła łuna wskazując kierunek. - Zostajesz tu. Możesz odpocząć. - mruknął idąc za błyszczącymi kułeczkami.
Stworzenie pokręciło łbem i zapiszczało niezadowolone. Ruszyło zaraz za panem. Asmistus przystanął i zamachał dłonią.
- Sio.
Został polizany po palcach. Westchnął zmęczony.
- No idź sobie! Zjedz coś, a potem wrócimy.
Odpowiedzią było gniewnie stukanie łapek o kamyki i przekrzywienie łebka.
- Cudnie. Nawet własny zwierzak mnie nie słucha. No dobra. Prowadź.

<Keria? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz