Flawia głaskała swojego nowego przyjaciela, miał takie miękkie futro. Nagle usłyszała jakby gdzieś daleko, zdenerwowany głos swojego brata. Odwróciła się w stronę skąd dochodziły głosy. Jej brat okrzykiwał Canaya, który widocznie czymś zawinił. Postanowiła dowiedzieć się o co chodzi. Podeszła razem ze swoim przyjacielem do dwójki i spojrzała na nich.
-Braciszku nie krzycz na niego on się poprawi.
-Nie ma czego poprawiać skoro się ciągle obija.
-Ale on pewnie...
-Nie broń go, musi się nauczyć że jest w pracy, a nie na wakacjach. Nie pozwolę, aby obijał się i oglądał za... Rozglądał po ogrodzie.
-Rozumiem. Canay wracaj do pracy. - Flawia wzięła Serana za rękę i odprowadziła o na bok, trzymając w jednej dłoni smycz.
-Twój pies śpi na dworze.
-Ale ja wzięłam dla niego posłanie.
-Będzie miał budę, wygodną budę. - Dziewczyna spojrzała na psa, był taki zadowolony. Rozglądał się po całym ogrodzie zapamiętując jego nowy dom. Zbliżyli się do wejścia i Seran spojrzał na psa. - On zostanie.
-Najpierw zwiedzi nasz dom od środka. - Powiedziała Flawia wchodząc przez drzwi. Pies szedł niepewnie rozglądając się po pomieszczeniu, lokaje przechodzący obok patrzyli dziwnie na psa. Widocznie Seran nigdy nie pozwalał wpuszczać żadnych zwierząt do środka. Może nie chciał aby coś zniszczyły? Tak, to bardzo możliwe. Dziewczyna ruszyła w stronę pokoju, w którym dziś spała. Gdy doszli na miejsce weszła razem ze swoim przyjacielem do pomieszczenia. Pies gdy usłyszał ćwierkanie ruszył w stronę klatki z ptakami. Ten przyglądał się przez chwilę i nagle szczeknął, a małe istotki zaczęły latać wystraszone. - Asai, niewolno. - Powiedziała surowo i pacnęła delikatnie psa po nosie. Ruszyła w stronę wyjścia i spojrzała na jej towarzysza, nie był już taki zadowolony. Nos był bardzo czułym punktem u psów i nawet słabiutkie uderzenie powodowało wystarczający impuls, aby pies się uspokoił. Przy drzwiach stał Seran który patrzył obojętnie na psa.
-Dlatego nie powinien tu przebywać. Poza tym ma całkiem grubą sierść i mógłby tu się przegrzać.
-Rozumiem. - Powiedziała wychodząc z pokoju i ruszyła w stronę wyjścia. Myślała teraz o lokaju. Canay przez nią musiał pracować cały dzień. Gdyby nie wyszła z pokoju to nie byłoby żadnego problemu. Biedak był zapewne zmęczony i nie usłyszał kiedy wyszła z pokoju. Po chwili cała trójka znów była w ogrodzie. - Seranie?
-Słucham?
-Czy jak będę tu mieszkała to też będę miała lekcje?
-Oczywiście, jestem twoim bratem i muszę cię wszystkiego nauczyć.
-A kiedy będzie pierwsza lekcja? - Spytała podczas gdy oboje patrzyli jak Canay pracuje. Zastanawiała się czy lekcje tutaj będą tak samo okropne jak w jej poprzednim domu. Nie, raczej nie. Jeśli Seran będzie ją wszystkiego uczył to wszystkie lekcje będą fajne. Była tego pewna. Canay mocował się z jakąś grubszą gałęzią, ogromnego żywopłotu. Nagle lokaj oderwał gałąź, okazało się że wcale nie miała żadnych liści. Canay upadł razem z gałęzią na trawę.
-Canay... - Powiedziała cicho i już miała ruszyć do żywopłotu, aby pomóc chłopakowi lub chociaż sprawdzić czy nic mu się nie stało. Nagle poczuła uścisk na ręce. Seran trzymał jej rękę mocno, ale nie tak żeby mogło ją zaboleć. Czemu ją zatrzymał?
~Serku? Czy pierwsza lekcja właśnie się zaczęła? ~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz