Keria postanowiła opuścić miasto, aby trochę odpocząć od całego zgiełku. Poszła do lasu gdzie mało osób zapuszczało się tak po prostu. Szła przez las bawiąc się płomieniem w jednej ręce, a w drugiej trzymała jakiś kamyk znaleziony po drodze. Znała ten las niemal jak własną kieszeń, ale nagle zboczyła zamyślona z dróżki i nieświadomie skręciła w stronę jeziora. Szła tak jakiś czas obserwując kamyk na którym było coś wyryte. Nagle coś przestało jej pasować, wyszła zza wysokich krzaków i zobaczyła najgorszą rzecz jaka mogła tylko istnieć na tym świecie. Jezioro! Od razu serce zaczęło bić jej jak szalone, a źrenice rozszerzyły się najbardziej jak to było możliwe. Odwróciła się odbiegając jak najdalej i najszybciej, byleby nie musiała już tam być. Przebywanie przy jakimkolwiek zbiorniku wodnym ją przerażało, najgorsze były jednak jeziora. Na dodatek duże i głębokie. Nie wie jak długo biegła, ale sprint po lesie nigdy nie należał do jej ulubionych zajęć. Zatrzymała się pod ogromnym drzewem i usiadła, oddech miała szybki i płytki. Za każdym razem na widok jezior właśnie tak reagowała. Ucieczką w której biegnie przed siebie, jakby jakiś psychopata ją gonił. Zamknęła oczy i założyła kaptur opierając się o ogromne drzewo przy którym się zatrzymała. Po kilku minutach znów otworzyła oczy i rozejrzała się. Chciała spojrzeć na znaleziony wcześniej kamień, ale oczywiście zgubiła go podczas biegu. Spojrzała na roślinkę która rosła obok jej nogi. Zmrużyła oczy skupiając się na roślinie, może tym razem urośnie. Po kilkunastu sekundach listki zaczęły się rozwijać pnąc w górę. Roślinka jednak urosła niewiele zaledwie osiem centymetrów, ale zawsze to było coś. Ostatnio przez przypadek uśmierciła jedną, choć wcale nie tak miał skończyć się zabieg za pomocą magii. Tym razem odniosła sukces i była zadowolona z siebie. Nagle usłyszała jakieś kroki i zza drzew wyłoniła się... Jaszczurka, a za nią jakiś stworek. Dziewczyna doskonale widziała te dwie postacie, choć oni z pewnością nie dostrzegali jej twarzy co zawsze sprawiało jej radość. Zatrzymali się kilka metrów przed nią i patrzyli na nią jakoś dziwnie. Keria skupiła się w myślach chcąc złapać stworka i przyjrzeć mu się gdy będzie unieruchomiony. Kto wie co potrafiło to stworzenie? Widziała już kiedyś takie, ale nazwa zawsze uciekała jej z głowy. Korzenie wyłoniły się z ziemi i złapały za nogi dziewczyny unosząc ją w górę na wysokość dwóch metrów.
-Nie mnie miałyście złapać! - Krzyknęła niezadowolona próbując wyswobodzić swoje nogi z owiniętych wokół nich korzeni. - Znów mi nie wyszło... Kim jesteś?
-A ty?
-Nie mogę powiedzieć. - Odpowiedziała Keria zasłaniając twarz kapturem, który nietrzymany odsłaniał jej oczy.
-Dlaczego?
-Bo cię nie znam . - Odpowiedziała szybko, szarpiąc z całej siły nogą. Znów skupiła się na korzeniach i opuściła ręce bezwładnie. Nagle dostrzegła, że stworek podchodzi do niej. - Odsuń się. - Powiedziała, a w jej dłoni pojawił się ogień który w każdą chwilą się powiększał. Podpłynął szybko do stworka i zatoczył wokół niego kilka jeszcze nie groźnych kręgów. Nagle jednak zgasł bo dziewczyna, z hukiem wylądowała na ziemi. Jęknęła wstając z ziemi i otrzepując się z trawy. Stanęła przed stworkiem przyglądając mu się. - Co tu robisz? W lesie, w miejscu gdzie odpoczywałam.
-Czemu chciałaś mnie złapać?
-A jak myślisz?... Nikomu nie można ufać, nie chcę zginąć... Najpierw muszę znaleźć moich rodziców i dowiedzieć się czemu mnie porzucili. - Nagle spostrzegła że stworek uważnie jej słuchał. Ach, czemu ona tyle powiedziała, przecież nawet go nie zna. Odsunęła się od niego i założyła kaptur. - Co tu robisz?
~Asmistusie?~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz