.

.
.
.

wtorek, 3 lutego 2015

Od Serana Cd Flawii

Tak bardzo chciałbym móc powiedzieć, że wszystko się szczęśliwie ułożyło. Właściwie chyba każdy na moim miejscu by tak stwierdził, zapomniał o błędach i żył dalej. Ja jednak byłem zupełnie odmiennym człowiekiem, kimś kto nie mógł tak łatwo odpuścić i narazić się na błędy. Taki już byłem, więc mogłem to sobie wypominać wyłącznie sobie. Nie mniej jednak byłem zadowolony z decyzji Flawii, bo ukazała mi, że jej intencje były szczere. Dałem jej wybór, a ona zdecydowała się jednak nadal brnąć w to bagno. I to moje bagno, ona wcale nie musiała się w nim brudzić. Tymczasem weszła w nie śmiało, wiedząc, że nie ma odwrotu. Chciałbym móc ją jakoś uszczęśliwić, wykazać się dobrym gestem. Jednak nie miałem żadnego pomysłu na poprawienie jej humoru. Słodkie przysmaki co prawda zawsze mogły ukoić smutki i rozterki, ale tylko na chwilę. Szczerze mówiąc, wcale nie miałem ochoty na wstąpienie do tego budynku, ponieważ mój głód był w pełni zaspokojony. Ustałem jednak na jej propozycję, bo sam nie miałem gdzie jej zabrać, oprócz mojego ulubionego salonu hazardowego, gdzie od razu przemili panowie wzięliby ją pod swoje skrzydła. Podszedłem z pokorą do lady i rozejrzałem się po różnych wypiekach, które kusiły nie tylko wyglądem, ale i zapachem wszystkich przechodniów z ulicy. W końcu zdecydowałem się na zwykłe ciasto drożdżowe i trochę ciepłego mleka, które mogły mnie trochę uspokoić, kojąc moje nerwy. Usiedliśmy przy ławie w koncie pomieszczenia, ponieważ obydwoje woleliśmy nie rzucać się w oczy. Ja ze względu na moją reputację, a Flawia dlatego, by nikt nie doniósł jej rodzicom, że się z kimś spotkała. Rozumiałem jej obawy, które wcale nie były bezpodstawne. Nagle za witryną ujrzałem człowieka, którego rozpoznałem z mojego ostatniego miejsca zbrodni. Zesztywniałem i zakryłem się glinianym wazonem ze storczykami.
- Kiedy ten człowiek tu wejdzie, nie zwracaj na niego uwagi. Pod żadnym pozorem. Wyjaśnienia potem. A teraz pójdę coś załatwić.- wycedziłem skrzypiąc przez zęby, patrząc z powagą na dziewczynę. Ja sam wstałem cicho i, chodząc wyłącznie przy ścianach, dotarłem na zaplecze budynku. Oszołomił mnie zapach wszystkich dodatków i kremów, ale trwało to wyłącznie chwilę. Dzięki nim mogłem sobie poradzić z moim gościem. Usiadłem na jakimś drewnianym pudle i czekałem kilka chwil. W końcu wszedł tu ten mężczyzna. Nie zawiodłem się na jego sprycie, miał szczęście. Inaczej już dawno by nie żył, gdyby zbliżył się do któregoś z gości... szczególnie Flawii. Warknąłem przejmująco. Niech uważa, że jestem wilkołakiem, to da mi dodatkowe punkty. Wstałem powoli i skryłem się w ciemności pomieszczenia. Zanurzyłem rękę w worku z przesianą mąką i uśmiechnąłem się tryumfalnie. Wpadłem na dość absurdalny i szalony, ale jednak godny rozważenia pomysł. Nabrałem drugą garść, po czym wyszedłem z cienia. Popatrzyłem nań spode łba i zgrabnym ruchem rozsiałem wokół nas chmurę białego proszku. Tamten zaczął kaszleć, więc przystąpiłem do akcji. Na początek oczywiście unieruchomiłem go z tyłu i rękę trzymałem mocno przy krtani. Charczał jak człowiek chory na astmę, czyli mój pomysł się udał. Wziąłem wtedy po kolei różne babeczki, ciastka, czekoladę i wpychałem mu na siłę do buzi. Nie jakoś powolnie, by się męczył, ale musiałem przyznać, że bawiło mnie to. Nazwałem tą akcję Słodkim Zabójstwem. Po chwili już przewrócił oczy i w agonii wyszeptał:
- Jeszcze cię dorwą, Clainar.- po czym wyzionął ducha. Przełożyłem go sobie z obrzydzeniem przez plecy i wrzuciłem do pustego śmietnika. Najwyżej ktoś zejdzie na zawał przy następnym wyrzucani śmieci, trudno. Jakoś za bardzo mi to nie przeszkadzało. Zresztą, co ja mogłem wiedzieć? Dziwiło mnie tylko, że tak szybko się poddał. Może po prostu był zmęczony, oczywiście na moja korzyść. W każdym razie: nie żył. Spojrzałem na swoje odbicie w kawałku złamanego lustra. Miałem we włosach mnóstwo mąki i kremu do nadziewania ciastek. Uśmiechnąłem się na ten widok i począłem się odrobinę oczyszczać. Nie zmieniłem za dużo, więc potrzebowałem solidnej kąpieli. Postanowiłem jednak, że z takowej skorzystam później, już w moim domu. Nienawidziłem łaźni publicznych. Co prawda przez te bujdy, które opowiadają znachorzy o tym, że woda niszczy skórę odstraszała klientów, ale i tak wolałem nie widzieć nieznanych mi mężczyzn nago. O wiele lepiej wyglądały trupy, naprawdę. W końcu stwierdziłem, że trzeba wrócić do mojej towarzyszki, która zapewne się niecierpliwiła. Wyszedłem więc po cichu, ignorując gromki śmiech klientów i zdumiony wzrok sprzedawcy. Jakby nic się nie stało, strzepnąłem z nonszalancją małą chmurkę mąki z ramienia i wyprostowałem się, niczym największy egocentryk. Idąc z wielką dumą na twarzy doszedłem do naszego stolika, gdzie nadal siedziała dziewczyna. Obejrzałem ją ukradkowo, by upewnić się, że nic jej się nie stało. Po takim sprawdzeniu i uspokojeniu się, spojrzałem na nią, następnie na moje białe jeszcze dłonie i zabrałem głos.
- Przepraszam za długą nieobecność. To już się raczej nie wydarzy, Flawio.- specjalnie zaakcentowałem jej imię, by zwróciła uwagę na to, że nie zwracam się już doń "pani", lecz, zgodnie z jej życzeniem, po imieniu. Miałem w każdym razie nadzieję, że choć odrobinę to zadziała. Chociaż... Mogłem w to wątpić, biorąc pod uwagę połacie białego kurzu na moim ciele, ale zawsze warto jest próbować, nieprawdaż?

<Flawio? On tylko się bawił w cukiernika...>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz