Zaintrygował mnie już na samym początku, gdy jego rozmazana sylwetka mignęła na tle cienia ściany. Jednakże teraz moje zainteresowanie owym mężczyzną wzrastało z każdą chwilą. Wydawał się być bezwzględnym zabójcą, ale też wysoko postawionym Panem z własnymi zasadami. Jakie było moje zdziwienie, kiedy usłyszałam prośbę o wybaczenie. Jeszcze nigdy nie byłam w takiej sytuacji. I nie mówię tu o zbiorowym mordzie, tylko o przeprosinach. Zwykle traktowano mnie jak powietrze, a rodzina jak niezbyt ważną ozdobę. Tak, traktowali mnie jak przedmiot. Zapewne ze względu na haniebny zawód jakim się trudziłam- chcieli zamaskować me postępki pod wymownymi sukniami, makijażem oraz wymyślnymi fryzurami. Na całe szczęście wizyty w rodzinnej rezydencji ograniczyłam do minimum. Nawet nie wiem kiedy zaczęła się wojna na spojrzenie ze szlachcicem. Zbliżyłam się do niego o kilka kroków.
- Seranie Roamusie Clainar, wybaczam ci. Choć nie wiem jaki był powód twych przeprosin. Zachowałeś się jak najbardziej przyzwoicie, tak jak mówi etykieta.- uniosłam kąciki ust w lekkim uśmiechu- To raczej ja mam powody do przeproszenia pańskiej osoby. Zachowałam się wprost karygodnie. A teraz, jeżeli pozwolisz, wyjdę na zewnątrz. Nie cierpię zapachu śmierci.
Naprawdę potrzebowałam chwili spędzonej na świeżym powietrzu. W pomieszczeniu, mimo okna otwartego na oścież, panowała duchota, a jakże lekki i mdły zapach krwi zdążył przejąć kontrolę nad pomieszczeniem. Mężczyzna jedynie kiwnął głową, co odebrałam jako niepodważalną zgodę z jego strony. Tak więc, z w miarę czystym sumieniem, udałam się korytarzem do wyjścia. Podłoga skrzypiała przeraźliwie, skutecznie psując mi nawet dobry humor. Ułożyłam dłoń na mosiężnej klamce i pchnęłam drzwi. Te wydały iście irytujący dźwięk, jednak odpuściły. Wyjrzałam na zewnątrz. Z nieba leciały drobne kropelki nieskazitelnie czystej wody. Powoli przekroczyłam barierę księżyca i cienia budynku, jednocześnie narzucając kaptur na głowę. O dziwo dopiero teraz zauważyłam sporą wyrwę w dolnej części peleryny. Więc jednak będę miała jakąś pamiątkę z tego przedziwnego spotkania. Mimowolnie powróciłam myślami do szlachcica, a na usta ciskało mi się jedno pytanie. Dlaczego potraktował mnie jak damę, zamiast wyeliminować? Przecież to nie miało sensu. Równie dobrze mógł nie zakończyć żywota długiej części garderoby, a skrócić moje własne. A może chybił i trafił w materiał? Nie, przecież w takiej sytuacji rzuciłby się na mnie z rządzą mordu. Eh... metal strasznie ciążył. Odpięłam kilka ledwo widocznych paseczków, a rękawice same zsunęły się z rąk. Oparłam się o mur domu ofiary, a metalowe przedmioty położyłam na parapecie pobliskiego okna. Dziwiło mnie to, że Seran nadal przebywał w domu kowala. Co on tam robił tak długo? Chciał przeczekać lekki deszczyk? Nie żebym na niego czekała, po prostu miałam jeszcze coś do powiedzenia jego osobie. Przez narastającą nudę zaczęłam wodzić palcem po bliźnie. Jak się jej nabawiłam? Hm... Jakaż szkoda, że jedyna osoba mogąca odpowiedzieć na to pytanie leżała kilka metrów pod ziemią. No szybciej paniczu, streszczaj się. Nie mam całej nocy, a nie zamierzam tam wracać. Poczułam wielką ulgę, kiedy jego postać zaczęła wyłaniać się z wnętrza.
- Długo ci zeszło.- mruknęłam
Widok mężczyzny ostrożnie kierującego się w mą stronę był iście komiczny. Spojrzał na mnie tak jakby chciał powiedzieć "Ty tu jeszcze jesteś?".
- Słuchaj, nie chcę mieć kłopotów ze strony strażników ani z twojej. Więc... Gdyby ktoś pytał to nie było tu ani mnie, ani ciebie. Poznałeś mnie, załóżmy że podczas spaceru czy czegoś tam.- machnęłam ręką-Odpłacę się milczeniem za milczenie. Co ty na to?
Po raz kolejny odważyłam się spojrzeć mu prosto w oczy. Ku memu przerażeniu nie mogłam wyczytać z nich intencji Serana. Wyciągnęłam ku niemu prawą rękę, a lewą chwyciłam swoje "skarby". W myślach już dawno ułożyłam plan ucieczki, w razie negatywnej odpowiedzi na moją propozycję. Jednak miałam szczerą nadzieję na współpracę z jego strony. Im mniej wrogów, tym lepiej. Już otworzył usta, jednak "coś" mu przerwało. Mianowicie wielka bestia niepodobna do niczego. Ni to pies, ni jaszczur czy też piękny ptak. Po prostu czworonożny potwór, którego nazywałam swoim towarzyszem. Mignęło kilka kolorów, a zaraz po tym byłam przygwożdżona do podłoża. Szlachcic zaś dobył miecza, zapewne z zamiarem rzucenia się na Tropcia. Biedaczek, nie wiedział co go mogło czekać za tak śmiały postępek. Zamknęłam oczy, czując jak ziemia robi się coraz wygodniejsza. Tak, dzisiejszy dzień i noc... strasznie męczący czas.
- Odpuść bohaterze.- mruknęłam- Zwierzaczek połknie cię w całości jeśli tylko go sprowokujesz. A jesteś tego bardzo bliski. Czasem lepiej jest rzucić broń, uwierz.
Spróbowałam ściągnąć z siebie łapę zwierza- bezskutecznie. A szkoda, bo zaraz pewnie zabraknie mi powietrza i padnę trupem. Przeczesałam dłonią włosy, już prawie odpływając we śnie. A może koniec nadchodził? Ciekawe co dopadłoby mnie jako pierwsze... Pogrążyłam się w ciemności, a było to wynikiem zamknięcia oczu. Mogłabym powiedzieć, że widziałam całe swoje życie, jednak wtedy skłamałabym. Ta... Czasem trzeba być osobą prawdomówną. Nareszcie doszedł mnie dźwięk cichy, a jednocześnie przyjemny, oznajmujący chowanie ostrza do pokrowca. Kolorowa zmora też odpuściła i dając mi dojście do powietrza. Kroki, prawie niesłyszalne warknięcie.
- Żyjesz?- odezwał się nowo poznany mężczyzna
- Śpię, nie przeszkadzaj.- bąknęłam
Tak, tu było wygodnie. Trochę twardo, ale wygodnie. Poruszyłam palcami. Zaraz, gdzie były rękawice?! Wstałam gwałtownie i szybko pożałowałam tego nagłego wybuchu energii. Złapałam się za czoło. Zderzenie z Seranem nie należało do najprzyjemniejszych. W ogóle, takie sytuacje były nieprzyjemne oraz na swój sposób krępujące.
- Przepra... szam.- wydukałam- Następnym razem będę ostrożniejsza.
Dlaczego to powiedziałam? Przecież gdyby nie zechciał pomóc mi wstać, o czym dopiero się przekonałam, to nie byłoby tego małego "wypadku". Ale prawda, powinnam hamować gwałtowne ruchy. Przynajmniej na co dzień. Więc to była bardziej moja wina. Eh... O czym ja myślę?
< Seranie? Zderzenie czołowe xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz