.

.
.
.

sobota, 7 lutego 2015

Od Flawii - Cd. Serana

Flawia spojrzała na szafę z ubraniami, zeskoczyła z łóżka i nałożyła kapcie. Zbliżyła się do szafy i spojrzała na suknie, wszystkie były piękne. Zwróciła również uwagę na buty, pantofelki były przepiękne. Dotknęła delikatnie, czarnego pantofelka, a potem musnęła palcem wszystkie rzeczy które znajdowały się w szafie. Ileż to Seran musiał wydać, aby kupić te wszystkie rzeczy. Nagle dziewczyna usłyszała pukanie do drzwi, zwróciła twarz w ich stronę. Szybko do nich podeszła i je otworzyła, stały za nimi trzy pokojówki. Flawia uśmiechnęła się do nich radośnie i wpuściła je do środka.
-Wejdźcie. - Powiedziała czekając aż wszystkie wejdą po komnaty. Kobiety zatrzymały się przed szafą i spojrzały na stroje, cicho o czymś rozmawiając. Flawia zbliżyła się do nich patrząc na suknie. - O czym rozmawiacie?
-Ach. Pani, wszystkie uważamy, że najlepiej byłoby gdyby pani nałożyła czerwoną suknię i czerwone pantofelki.
-Nazywajcie mnie po imieniu... - Dziewczyna spojrzała na spodnie, chętnie by je nałożyła, ale nie wypadało iść na śniadanie w spodniach. - No cóż ja się zgadzam, nie mam nic przeciwko waszemu wyborowi.
Kobiety wzięły sukienkę i pantofelki. Bardzo szybko pomogły jej się ubrać, choć było raczej więcej rozmów niż całego ubierania.
-Ależ panienka jest szczupła. Czy pani cokolwiek je?
-Tak, jem tyle ile potrzebuję, ale się nie przejadam.
-Wczoraj panienka nic nie zjadła. A może pani nie je niektórych dań bo jest na nie uczulona?
-Nie, nie jestem na nic uczulona. - Odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem, aby pocieszyć pokojówki. - Po prostu wczoraj nie byłam głodna, ale dziś na śniadaniu, zjem bardzo dużo pysznych dań. Jestem tego pewna. Sama bym sobie poradziła z tą suknią.
-Panienko Flawio, to należy do naszych obowiązków. Gdy ktoś ich nie wypełnia, ponosi tego konsekwencje. Canay właśnie się o tym przekonał.
Dziewczyna zmrużyła oczy nie do końca rozumiejąc, co pokojówka miała na myśli. Stwierdziła że spyta później Serana o co chodzi. Canay był dla niej miły gdy wpadła na niego tuż przy schodach. W sumie to nie rozmawiali zbyt długo, bo dziewczyna zostawiła kapcie przed gabinetem swojego braciszka. Mniejsza z tym, grunt że się nie przeziębiła.
-Rozumiem.
-Dobrze to teraz delikatny makijaż. - Powiedziała jedną z pokojówek uśmiechając się do dziewczyny. Flawia podeszła do toaletki i usiadła na krześle. Spojrzała w swoje odbicie, zawsze nakładała sobie tylko odrobinę pudru i nic więcej. Natomiast pokojówki zajęły się wszystkim profesjonalnie i wzbogaciły jej zwykły makijaż znacznie bardziej niż mogła to sobie wyobrazić. Na twarz miała nałożone więcej pudru niż zwykle to robiła. Policzki zostały upiększone za pomocą niewielkiej ilości różu. Usta zostały pomalowane delikatnie czerwoną szminką. Niby taki mały zabieg, a różnica była widoczna z kilometra. Teraz Flawia wyglądała bardziej... Kobieco? Tak, chyba właśnie o to słowo chodziło. Ale została jeszcze jedna ważna rzecz - Włosy. Tak, teraz przyszedł czas na jej ogniste długie włosy.
-Cóż... Co by tu zrobić z tymi pięknymi, długimi włosami?
-Może warkocz? - Zaproponowała Flawia, zawsze go robiła. Czasem zdarzało jej się zrobić również zwykły kucyk lub chodzić w rozpuszczonych włosach.
-Flawio zrobimy coś znacznie, ładniejszego niż zwykły warkocz. - Kobiety zaczęły zabierać się za robienie fryzury, na początku czesały delikatnie jej włosy. Po kilku minutach, fryzura była skończona. Piękny, całkiem spory kok zdobił jej głowę. - Nie przejmuj się tymi pasemkami włosów. One muszą tak, wychodzić lekko się kręcąc. Wygląda panienka na prawdę pięknie.
-Ile czasu zostało do śniadania?
-Jeszcze dwadzieścia minut. Zdążymy... I już. Wstań pani i pokaż nam się, abyśmy mogły stwierdzić, czy niczego nie brakuje. - Flawia wstała i odwróciła się do pokojówek. - Pani tak pięknie wygląda, wszystko wspaniale się komponuje.
-Ach, bardzo dziękuję za te jakże przemiłe słowa... Chodźmy już może na śniadanie. - Powiedziała Flawia ruszając w stronę drzwi komnaty. Otworzyła je i wyszła, powoli ruszyła w stronę jadalni. Po korytarzu niósł się odgłos stukania obcasami o podłogę. Gdy Flawia dotarła na miejsce wszystko było już przygotowane. Dziewczyna dostrzegła, że Seran czeka już przy stole. Podeszła więc z uśmiechem i oboje szybko zasiedli, aby zjeść śniadanie. Flawia zaczęła nabierać wszystkiego po trochu na talerz. Podczas jedzenia przypomniała sobie że miała o coś spytać swojego braciszka. Wzięła chusteczkę i wytarła usta, patrząc na mężczyznę.
-Czemu Canay dostał karę? Przecież nic nie zrobił.
-.Miał cię pilnować, a ty sobie wyszłaś zwyczajnie z pokoju i błąkałaś się po zamku.
-Musiałam cię znaleźć... Canay na prawdę nic nie zrobił.
-Zasnął, podczas gdy miał cię pilnować..
-Chciałabym zauważyć, że twój lokaj nie jest ze stali. Sam braciszku zasnąłeś przy tamtych papierach i nawet się nie zbudziłeś gdy cię przykryłam kocem. Gdyby świeczka nie zgasła to wróciłabym w kapciach, ale było ciemno i tak zimno w stopy, że już nie chciałam ich szukać. No i potem wpadłam na Canaya... Martwił się o mnie.
-Raczej o swoją posadę.
-Myślę że nie. - Odpowiedziała pewnie i wzięła filiżankę z herbatą. Przypomniała sobie wczorajsze spotkanie z lokajem. Pamiętała jak wygląda, ale najbardziej zapamiętała te niebieskie oczy. - Braciszku?
-Słucham?
-Czy... - Zastanawiała się jak to najlepiej ująć w słowach. - Mogłabym zamieszkać u ciebie? Mogę nawet spać w piwnicy. - Spojrzała na Serana, ten się tylko uśmiechał.
-Możesz jeśli tylko chcesz.
-Chcę braciszku, oczywiście że chcę. - Powiedziała szczęśliwa szybciej jedząc śniadanie. Zastanawiała się jak to wszystko powie rodzicom, i tak przecież pójdzie. Ale będzie musiała z nimi porozmawiać, wypadałoby. - Dziękuję. - Szybko skończyli śniadanie i ruszyli do komnat aby zaraz móc wyjechać do miasta. Na początku pojadą do niej, a później pojadą po psa. Nigdy nie była taka szczęśliwa. Szybko wyjechali z posiadłości Serana, Flawia usiadła przy oknie wpatrując się w budynki miasta. Całkiem szybko dotarli do jej domu. Dziewczyna poczuła jęk w jej brzuchu wnętrzności się przewracają. Wyszła i ruszyła do swojego domu. Sługa skłonił się i otworzył drzwi.
-Długo panienki nie było.
-I tylko na chwilę wróciłam. - Odpowiedziała Flawia wchodząc do domu. Od razu dostrzegła rodziców którzy stali przy oknie i patrzyli na bramę.
-Nareszcie wróciłaś córeczko... Co to za suknia? I ta fryzura, ten makijaż.
-Nie ważne... Wyprowadzam się. - Powiedziała ruszając w stronę schodów, aby jak najszybciej spakować się i stąd odejść.
-Co?! - Spytali od razu rodzice Flawii.
-To co powiedziałam, nie macie prawa mnie zatrzymać. Jestem już dorosła i wiem co robię. Nie chcę słuchać was całe życie... - Powiedziała wchodząc do pokoju i otwierając szafę. Wzięła największe trzy torby jakie miała w pokoju. Zaczęła pakować najważniejsze rzeczy. Rodzice stali przy wejściu do pokoju wiedzieli, że Flawia nie zmieni zdania.
-Ale gdzie będziesz mieszkać?
-W na prawdę wspaniałym miejscu.
-To weź to. -Powiedziała matka podając jej ogromną i cholernie ciężką torbę. Kiedy ją zdążyła spakować? Flawia otworzyła ją, były tam pieniądze i błyskotki.
-Musisz się przecież jakoś utrzymać.
-Dzięki matko. - Powiedziała zapinając wszystkie torby. Rodzice przywołali kilku służących, a ci wzięli torby. W jednej z nich było posłanie, miski, zabawki, smyczy i obroża dla nowego psa. Chociaż obroża będzie pewnie trochę za duża. Zależy czy kupią szczeniaka czy dorosłego psa. Szybko wyszli z domu i zatrzymali się w progu. - Odwiedzę was niedługo. - Powiedziała i przytuliła ich delikatnie, aby po chwili lecieć w stronę karety. Słudzy szybko zapakowali torby na tył tak aby niczego nie uszkodzić. Flawia szybko oderwała się od rodziców i popędziła do karety. Pomachała tylko ręką wszystkim na pożegnania i wsiadła z ulgą do pojazdu. Gdy odjechali Flawia postanowiła przerwać ciszę.

~Serku? Oni już zawsze będą razem.~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz